Tolkienistka na duńskim tronie
Jej Wysokość królowa Małgorzata II Duńska w wywiadzie przeprowadzonym przez Thorkilda Hansena w 1979 roku. Przedruk z materiałów konferencyjnych opulikowanych w 1992 r. z okazji Stulecia Tolkiena w Oksfordzie. Wywiad w tej wersji zaprezentowaliśmy w Simbelmynë nr 26-27. O wywiadzie przypomniałem sobie w związku z newsem o płytach The Tolkien Ensemble (użyto przy ich wydaniu grafik Królowej). Wywiad jest też pięknym świadectwem chrześcijanki, która odnalazła drogę do Boga poprzez twórczość Tolkiena. Zapraszamy też na stronę o wystawie pt. „Małgorzata II – artystka i królowa” (tutaj – znajdziecie tam wiele informacji o pracach Królowej. Z tamtej strony wzięliśmy też zdjęcia do zilustrowania wywiadu).
Thorkild Hansen: Czy Wasza Królewska Mość ma wrażenie, że w czasie jej władania kształtuje się historia Danii? Jak to jest? Co się z nami obecnie dzieje?
Królowa Małgorzata: Nie wiem… Sądzę, że przynajmniej niektóre aspekty życia nabierają znaczenia na nowo, aspekty związane z wyobraźnią, fantastyczne… Myślę, że to właśnie widzimy, mam nadzieję, że tak jest. Lecz może to tylko marzenia.
TH: W którymś z przemówień noworocznych Wasza Wysokość wspomniała o kulturze alternatywnej młodych…
KM: Tak, gdyż ku własnemu zdumieniu odkryłam, że coś mnie z takimi grupami łączy – z hipisami! Nigdy wcześniej nawet tego nie podejrzewałam! To było wkrótce po tym, jak zaczęłam czytać tę książkę Tolkiena [Władcę Pierścieni]. Kupiłam ją zupełnie przypadkiem, coś o niej słyszałam, nim znalazłam ją na półce w księgarni. Wybierałam się wtedy na dwa tygodnie do Francji i chciałam wziąć coś, co mogłabym długo czytać, lecz nie chciało mi się zabierać wielu książek ani dużej ilości bagażu. Akurat niedawno urodził się Joachim i potrzebowałam jakiejś odskoczni dla myśli! Wtedy zdobyłam tę książkę – grube tomisko (kieszonkowe wydanie angielskie) i pomyślałam: „świetnie, to właśnie to, spróbujmy”. I połknęłam haczyk. Ta książka zaczęła znaczyć dla mnie wiele. Nim skończyłam, zdążyłam się w niej zakochać i wbrew sobie przystąpiłam do rysowania obrazków. Wtedy odkryłam, że niektórzy ludzie związani z kulturą hipisów także posiadają i lubią tę książkę, a wcześniej sądziłam, że są to ludzie, z którymi zupełnie nic mnie nie łączy. Nagle weszłam w kontakt z tą stroną życia, związków z którą zupełnie sobie wcześniej nie uświadamiałam. Odkryłam także coś, o czym zapomniałam, gdy wyrosłam z dzieciństwa: jak wielkie znaczenie ma dla mnie fantazja i wyobraźnia. Wtedy zdałam sobie sprawę, że tego właśnie mi brakowało. W dzieciństwie rysowałam, lecz rzuciłam to, gdyż przestałam odczuwać, że sztuka wciąż coś dla mnie znaczy. Literatura chyba nigdy wiele dla mnie nie znaczyła, nic we mnie nie zostawało, nie budziły się żadne echa. Ale potem odkryłam, że mimo to przecież istniała, tylko ja sama nie przywiązywałam zbyt dużej wagi do wyobraźni. Na szczęście, w szkole miałam świetnego nauczyciela rysunków. Rysowałam więc całkiem dobrze. To znaczy, lubiłam rysować, póki nie skończyłam szesnastu czy siedemnastu lat. Moje rysunki naprawdę były niezłe, ale potem przestałam rysować, zupełnie lub prawie zupełnie, na bardzo długo. Czułam wtedy, że sztuka, literatura, rysowanie nic dla mnie nie znaczą, tłumaczyłam sobie, że po prostu nie jestem artystką, że ten aspekt życia do mnie nie przemawia, choć poprzednio wydawało mi się inaczej. Moją malutką ambicją było zachować związek z życiem kulturalnym, a potem się okazało, że nic mi z tego nie wyszło. I wtedy nagle odkryłam, że po prostu patrzyłam na to wszystko z niewłaściwej strony, a sztuka istnieje i ja jestem jej częścią.
TH: W życiu Waszej Wysokości były dwa wspaniałe doświadczenia…
KM: Bardzo ściśle ze sobą powiązane.
TH: Tamto religijne, o którym wcześniej mówiliśmy, i to artystyczne…
KM: Tak, one się bardzo ściśle wiążą.
TH: Także w czasie?
KM: Tak. Pierwsza książka Tolkiena… kiedy ją czytałam, opowieść porwała mnie do tego stopnia, że myślałam tak: „gdyby to mogło się wydarzyć naprawdę, gdyby coś takiego istniało w rzeczywistości!” I zdałam sobie sprawę, że to się naprawdę wydarzyło – opowieść czy zbiór opowieści, które nie były eskapizmem czy ucieczką od rzeczywistości, lecz opowiadały dzieje konkretnego czasu i miejsca: historię Jezusa. A potem już poszło, znowu mogłam rysować, uświadomiłam sobie, że znowu coś mi to daje. Doświadczenia tych dwu rzeczy nie da się rozłączyć. Lecz, mówiąc w kategoriach czasu, Tolkien oczywiście był najpierw, reszta przyszła później.
TH: Jedną z ważniejszych cech kultury hipisów jest kwestionowanie potrzeby dobrego uregulowania spraw materialnych i technicznych. Oni mówią, że liczy się coś innego.
KM: To także!
TH: Także.
KM: Ale właśnie ci ludzie czasami zapominają, że te dwie sfery życia idą razem. Trudno by nam było marzyć, gdybyśmy nie mieli we współczesnej Danii dobrze działającego systemu społecznego.
TH: Niespóźniających się pociągów…
KM: Wiem, spóźniające się pociągi to niezła zabawa – ale nie na długo [śmiech]. Najlepsza jest równowaga. W życiu potrzebujemy obu sfer. Owsianka bez odrobiny cynamonu nie będzie smaczna, a w naszych czasach… cynamonu [śmiech] zbyt wiele nie mamy.
przełożyła z języka angielskiego
Joanna „Adaneth” Drzewowska
Kategorie wpisu: Wywiady
1 komentarz do wpisu "Tolkienistka na duńskim tronie"
M.L., dnia 06.12.2007 o godzinie 19:14
Bardzo przyjemny wywiad. 😀
Pozdrawiam
M.L.
Zostaw komentarz