Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Subiektywna Relacja z 4. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie

To już 4. Festiwal Muzyki Filmowej. Przypomnę, że w ubiegłych latach mogliśmy podziwiać pokazy kolejnych „części” Władcy Pierścieni z muzyką graną symultanicznie na żywo. Na tegorocznej edycji, podobnie jak na poprzedniej nie zabrakło wielu emocji i wzruszeń. Oto moja, bardzo subiektywna relacja z tego wydarzenia. Dodam, że podtytuły relacji, czyli każde kolejne dni to także linki do filmików relacjonujących dany koncert.

 

Dzień 1: Joe Hisaishi

fot. Wojciech Wandzel

Po sześciogodzinnej jeździe pociągiem i krótkim odpoczynku udaliśmy się na pierwszy koncert. Znów odbywały się one w hali ocynowni Acelor Mittal Poland (kraniec świata). Dojazd z centrum trwał pół godziny. Po przyjeździe ujrzeliśmy gigantyczną kolejkę. Trochę poczekaliśmy, ale potem przebiegało to już sprawnie. Kolejne autobusy podjeżdżały pod wejście na teren Nowej Huty i zabierały ludzi na koncert. Jakaś dziewczyna zapomniała swojego biletu, ale na szczęście sprzedawali ich jeszcze trochę przy bramie.

Po dojechaniu do hali mieliśmy jeszcze sporo czasu. Miejsca numerowane więc nie musieliśmy się spieszyć. Zdążyłem kupić koszulkę z logo festiwalu i soundtrack z pierwszej części Piratów z Karaibów. Miałem nadzieję na zdobycie podpisu Klausa Badelta, ale jak dowiedzieliśmy się następnego dnia nie pojawi się on na Festiwalu.

Przed wejściem na salę, gdzie odbywać miał się koncert organizowany był fajny konkurs – trzeba było uporządkować w kolejności A B C D soundtracki, których fragmenty były odtwarzane. Do wygrania była koszulka – tym razem z logo RMF Classic i cytatem nt. muzyki filmowej. Niestety nie udało mi się być pierwszym (bierze się udział w cztery osoby), ale za to wygrała moja koleżanka. Nagrodami pocieszenia były smycze FMF.

W końcu rozpoczął się wielki koncert Joe Hisaishi’ego. Nie będę ukrywał, że kino azjatyckie nie jest dla mnie jakoś szczególnie znane. Co prawda oglądałem kilka anime do których muzykę tworzył Joe, ale przed zapowiedzią, że wystąpi on na tegorocznym Festiwalu nawet nie byłem tego świadom (oglądałem je zanim zacząłem się interesować muzyką filmową). Koncert bardzo mi się podobał, szczególnie utwory wykorzystujące chór. Śpiew dodaje bardzo wiele emocji do każdego dzieła, czuć wtedy te przechodzące po ciele dreszcze. Orkiestra także spisała się na medal. Oprócz utworów których mogliśmy się spodziewać były także niespodzianki takiej jak suita z „Akunina” i z „Ponyo”. Bardzo ciekawe i także niespodziewane były utwory napisane pod niemy film Generał. Niestety nie podam wszystkich tytułów ścieżek które były nam przedstawiane, ponieważ nie wszystkie znałem. Organizatorzy mają je podać w przyszłości – na razie się przed tym wzbraniają ze względu na konkursy które mają zorganizować po Festiwalu.

Na koniec w hali ocynowni zabrzmiał bardzo wesoły i bardzo znany utwór z Mój Sąsiad Totoro. Owacji na stojąco nie było końca. Po koncercie jak zwykle tłum. Autobusów nie widać, odludzie, a noc już w pełni. To był minus pierwszego dnia Festiwalu. Organizatorzy nie zadbali o większą liczbę autobusów. Osobiście jednak nie mam co narzekać. Koleżanka jakimś cudem stanęła akurat w miejscu, gdzie znalazły się drzwi autobusu, który w końcu nadjechał. Ludzie rzucili się jak dziki tłum. Mieliśmy miejsca siedzące, więc tego tak bardzo nie odczuliśmy, ale ścisk był ogromny. Były też oczywiście plusy takiego stanu rzeczy jak śpiewający autobus i „Sto lat” śpiewane przez prawie wszystkich. Było też słychać podśpiewywane „Totoro totoro„. W końcu udało się wysiąść na dworcu, a potem dotrzeć do hostelu. Wracając myślałem tylko jak wszystko mnie boli, kiedy ja się w końcu wyśpię i czy wytrzymam kolejne dwa dni.

  • Polska publiczność jest fantastyczna. – Joe Hisaishi

 

Dzień 2: Wiedźmin 2 & Final Fantasy

fot. Wojciech Wandzel

Kolejny dzień Festiwalu to spotkanie z muzyką do Wiedźmina 2 i Final Fantasy. Pobudka o 7 i marsz na stare miasto. Krótkie zwiedzanie, parę zdjęć i czas iść na spotkanie z Klausem Badeltem. Po dotarciu na miejsce okazało się, że spotkanie odwołano. Na pocieszenie dostaliśmy magazyny festiwalowe. Teraz mam takie dwa. Byłem załamany, naprawdę liczyłem na to spotkanie i zdobycie autografu Badelta. Trzeba było wrócić do hostelu i sprawdzić na Facebooku o co chodzi. Okazało się, że Badelt odwołał przyjazd w ostatniej chwili z powodów osobistych. Jakąś godzinę odpoczęliśmy i trzeba jechać na Meet & Greet z Joe Hisaishim do Centrum Manghha.

Spotkanie było bardzo ciekawe. Było też sporo śmiechu. Joe przypominał mi trochę Tan Duna z zeszłego roku. Obaj wydają się mieć bardzo pozytywne, optymistyczne podejście do życia. Może to kwestia azjatyckiej kultury. Niestety rozmowa nie była tłumaczona na angielski i wielu gości za wiele z niej nie wyniosło.

Po spotkaniu, szybko na dworzec, bo koleżanka przyjechała tylko na półtora dnia. Potem powrót do hostelu. Chwila wytchnienia od gorąca i znowu na koncert. Podróż autobusem w niesamowitym ścisku, przynajmniej na początku, a do tego ta pogoda. Po pięciu minutach miałem ochotę na czwarty tego dnia prysznic. Nie było ciekawie pod tym względem. Może organizm z „bieguna północnego” nie jest przyzwyczajony do takich temperatur. Kiedy w końcu przyjechałem na miejsce zobaczyłem niby znajomy widok, ale jednak coś się zmieniło – kolejka od bramy podchodziła do ulicy, a następnie zawracała i znowu dochodziła do bramy. Kiedy już powoli przechodziłem na teren Nowej Huty zauważyłem, że zdążył się ustawić jeszcze trzeci taki rząd.

Nigdy nie grałem w żadną część Final Fantasy, a w pierwszą część Wiedźmina pobiegałem dosłownie 10 minut. Słuchałem jednak trochę muzyki z FF, natomiast Wiedźmin 2 był dla mnie wielką niewiadomą – wyszedł dopiero kilka dni temu.

Siedząc w dziesiątym rzędzie miałem bardzo dobry widok na wykonawców. Na koncert nie było trzeba długo czekać. W międzyczasie chłopak przy pewnej „pomocy” prowadzących Festiwal oświadczył się na scenie. Na szczęście publiczność przypomniała dla stremowanego, przyszłego Pana Młodego, że powinien uklęknąć. Wszystko skończyło się Happy Endem i dla tych dwóch drugi dzień Festiwalu będzie jednym z najważniejszych w życiu. To znaczy mam taką nadzieję. Para dostała także karnety na przyszłoroczną edycję.

Sam koncert przebiegł znakomicie. Co prawda większe wrażenie wywarła na mnie twórczość Joe Hisaishiego, ale i tak było wspaniale. Koncertem Distant Worlds: Music from Final Fantasy dyrygował Arnie Roth, który mówił nam, co za chwilę usłyszymy. Wynikły z tego pewne problemy. Publiczność biła brawa po jego przemowach po angielsku, a biedna tłumaczka mogła się poczuć niepotrzebna.

Wielu ścieżek nie znałem, jednak większość przypadła mi do gustu. Parę było na przeciętnym poziomie. Bardzo ciekawy był utwór w aranżacji operowej. Wspaniałych głosów użyczyli: Anna Ciuła Pehlken (sopran), Andrzej Lampert (tenor) oraz Jarosław Bodakowski (baryton). Po powrocie do domu, ale już po (mam nadzieje) zaliczeniu sesji przesłucham zarówno dyskografie Joe Hisaishiego jak i płyty z Final Fantasy. Koncert skończył się przed 23.

Tego dnia (a raczej nocy) było już więcej autobusów powrotnych i bez większych problemów dotarłem do hostelu. Padłem na łóżko z myślą, że w końcu się wyśpię. Co prawda w sobotę, już bodajże od południa były organizowane różne spotkania nt. muzyki do gier komputerowych i muzyki do produkcji Disneya, ale nigdy mnie nie kręciło za bardzo słuchanie rozmów o muzyce, no chyba że rozmawia Howard Shore, Joe Hisaishi czy Klaus Badelt.

  • Moc chóru jest zatrważająca i włosy same stają wszędzie, nawet tam, gdzie się ich nie ma. – Adam Skorupa
  • W Final Fantasy, to wspaniała muzyka odpowiada za 50-80 % fascynacji grą. – Arnold Roth

 

Dzień 3: Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły

fot. Wojciech Wandzel

W końcu dane mi było pospać do tej 12 popołudniu. Dziś przed koncertem chciałem jedynie kupić bilety powrotne na dworcu, a wcześniej coś zjeść na mieście. Niestety nie wszystko się udało. Podczas wyjścia na stare miasto w celu zaspokojenia apetytu napotkałem niesprzyjającą aurę – ulewę i burzę. Po ogromnych upałach podczas dwóch poprzednich dni Festiwalu było to zawsze jakaś odmiana, ale buty prawie całkowicie mi przemokły. Mimo wszysto zjadłem coś w indyjskiej restauracji w pobliżu starego miasta i skierowałem się z powrotem. Kupno biletów sobie odpuściłem. Po szybkim przebraniu się ruszyłem na koncert.

Po raz kolejny w autobusie spotkałem hordy głodnych przygód i alkoholu studentów. Swoją droga nie wiem kto wpadł na pomysł organizacji Festiwalu podczas Juwenaliów. Nie dość, że trzeba wybierać między jednym a drugim, to w dodatku jest się zmuszonym podróżować w tłoku. Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, było już nieco późno, więc nie było dużej kolejki. Autobusy jednak czekały i szybko dotarłem do hali ocynowni. Podczas oczekiwania na rozpoczęcie koncertu udało mi się zdobyć autograf Arnie Rotha, który siedział w rzędzie przede mną.

Na temat samego koncertu niewiele można powiedzieć. Rozczarował mnie. Moim zdaniem był to najsłabszy spektakl na tegorocznej edycji Festiwalu (nie liczę Czasu Honoru, ponieważ nie widziałem tego koncertu). Może to tylko moje odczucia – oczekiwania miałem bardzo duże. Oczywiście nie spodziewałem się doznań na miarę muzyki z Władcy Pierścieni, ale liczyłem na w miarę godne zastępstwo. Soundtracku na płycie słuchałem wielokrotnie i zawsze miałem pozytywne odczucia. Mówiąc krótko – na koncercie liczył się tylko główny motyw Piratów, na resztę mało się zwracało uwagi. Czułem się trochę bardziej jak w kinie, niż na Festiwalu Muzyki Filmowej. Jednak mimo wszystko, wyczyny Kapitana Sparrowa przy głównym „themie” granym na żywo robiły wrażenie. Powrót na nocleg odbył się bez żadnych przeszkód i przygód.

Dla mnie tej nocy skończył się Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie. Nie zostawałem na ostatni dzień i Czas Honoru.

 

Podsumowanie

fot. Wojciech Wandzel

4. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie był na pewno jeszcze lepszy od poprzedniego. Pod każdym względem. Zaproszenie takich osobistości jak Joe Hisaishi (pierwszy występ w Europie), koncert Distant Worlds: Music from Final Fantasy (po raz pierwszy w kontynentalnej Europie), czy wreszcie pokaz Piratów z muzyką graną symultanicznie na żywo (jeden z pierwszych takich na świecie) mówią same za siebie. Również pod względem organizacyjnym było prawie idealnie. Trudno to jednak oceniać, ponieważ w ubiegłym roku prace organizatorom popsuła powódź.

Jedyne do czego mogę się przyczepić to termin, oraz prowadzący FMF. Już w zeszłym roku pisałem, że ich żarty były żenujące, a zachowanie nieprofesjonalne. Czytając komentarze na Facebooku mogę powiedzieć, że nie jestem w tej opinii osamotniony. Radzę organizatorom w przyszłym roku zatrudnić profesjonalistów. Bo co z tego, że Pani Miśka zna się na muzyce filmowej, skoro nie sprawdza się w roli konferansjerki.

Jeśli miałbym wystawić ocenę za same wydarzenia tj. zaproszonych gości i koncerty byłoby to 8/10 (za pierwsze dwa dni dałbym 10/10), a za kwestie organizacyjne 9/10. Właśnie wróciłem do Białegostoku i już rozpoczynam odliczanie do 5. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie

Kategorie wpisu: Filmy: Hobbit i WP, Informacje medialne, Wydarzenia

2 Komentarzy do wpisu "Subiektywna Relacja z 4. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie"

Joan, dnia 24.05.2011 o godzinie 18:27

Jeśli mogę uzupełnić relację… :)

W ostatni dzień festiwalu odbył się koncert muzyki z serialu „Czas honoru”. Tym razem właśnie koncert w dosłownym niemal znaczeniu – na ekranie widać było sceny z filmu, jednak nie układały się w spójną fabułę, były to raczej migawki, „impresje”. Muzyka wykonywana była przez chór, orkiestrę oraz kilku solistów (świetnie wykonane przez Jarosława Śmietanę solo gitary), dyrygował Diego Navarro.
Całokształt zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, nie znałam wcześniej tego serialu prawie wcale.

W trakcie koncertu mogliśmy też wysłuchać rozmów zarówno z kompozytorem – Bartoszem Chajdeckim, jak i z aktorami. Tutaj jednak z mojej strony minus dla organizatorów – tak jak i we wcześniejszych dniach, jednak wtedy nie nie było to aż tak uciążliwe – nie było tłumaczenia tych rozmów. Dla mnie było to szczególnie zauważalne, gdyż siedziałam obok nieznających polskiego znajomych z zagranicy i musiałam chociaż trochę robić za tłumacza. :)

W ogólnej ocenie zgadzam się z Drzewcem – festiwal był bardzo udany.
Niemniej też nie wiem kto wpadł na pomysł zrobienia w tym samym terminie Juwenaliów oraz Nocy Muzeów…

Drzewiec, dnia 25.05.2011 o godzinie 12:22

Dzięki za uzupełnienie :)

Zostaw komentarz