Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Dalszych tolkienowskich ekranizacji nie będzie…

… ale może tylko za życia Christophera Tolkiena, syna pisarza, który od lat 70. opiekuje się spuścizną sławnego ojca? Zobaczmy jakie są szanse na filmy fabularne na podstawie prozy J.R.R. Tolkiena.

Serwis informacyjny TheOneRing.net opublikował właśnie artykuł „Concerning Christopher – An Essay on Tolkien’s Son’s Decision to Not Allow Further Cinematic Licensing of His Work” autorstwa niejakiego J.P.B. (tekst tutaj). W wielkim skrócie tekst ten jest żalem na  decyzję Christophera Tolkiena, którą ogłosił on we francuskim Le Monde: „Nie będzie żadnych dalszych ekranizacji prozy Tolkiena” (o wywiadzie z Ch. Tolkienem pisaliśmy tutaj). Rodzina Tolkienów żałuje chyba mocno, że wielki ojciec sprzedał prawa do ekranizacji Władcy Pierścieni i Hobbita, i że dziś – poza zyskami z większej sprzedaży książek – nie ma rodzina Tolkienów prawie żadnych udziałów w miliardowych zyskach z produkcji filmowej i okołofilowej. O stosunku syna Profesora do kinowych dzieł Petera Jacksona świadczą następujące fragmenty wywiadu:

Pohańbił on książkę sprowadzając jej treść do filmu akcji dla młodzieży w wieku 15-25 lat. I wszystko wskazuje na to, że do samo zrobią z „Hobbitem”.

(…) Tolkien stał się monstrum, pożeranym przez własną popularność i wchłoniętym przez absurdalność otaczającego nas współczesnego świata. Przepaść między pięknem i powagą książki, a tym, co się stało, jest jak dla mnie zbyt ogromna. Ta komercjalizacja zredukowała estetyczną i filozoficzną moc dzieła do zera. Ja widzę tylko jedno wyjście: odwrócić głowę.

Mocne słowa, ale czy nie ma w nich czegoś, nad czym nie warto się zastanowić? Wielu fanów świata Tolkiena (choć niekoniecznie wielu miłośników literatury Tolkiena) jest dziś jednak sfrustrowanych. Często pojawia się pytanie, czy nie można by się było wziąć za ekranizację legend Silmarillionu? Niedawno w wywiadzie James McAvoy, który rozważany był do odegrania roli Bilba Bagginsa, żartobliwie stwierdził, że chciałby zagrać „młodego Gandalfa” w prequelu na podstawie legendarium Tolkiena. Gdyby pozycja rodziny była inna, w obecnej ekranizacji Hobbita można by przecież użyć wiele ciekawych okołohobbitowych materiałów, jak tekst „Wyprawa do Ereboru” z Niedokończonych opowieści, czy pełniejsza forma tego tekstu z Hobbicie z objaśnieniami D. Adamsa. Ekipa Petera Jacksona musi bardzo uważać, żeby w filmach nie było najmniejszego nawiązania do innych książek poza Władcą Pierścieni (z Dodatkami) i do Hobbita. Żadnego Bilba Bagginsa w butach, żadnego Rohalda (imię białego rumaka Gandalfa w próbach weryfikacji tekstu Hobbita z lat 60.), żadnych imion dwóch zaginionych Czarodziei (a przecież wiemy, że byli to Ithryn Luin ‚Błękitni Mędrcy’, Alatar i Pallando – wszystko opisano w Niedokończonych opowieściach).

Z prawnego punktu widzenia nie ma dyskusji – taka i owaka jest decyzja Christophera Tolkiena i innej nie ma. Musimy to uszanować. Christopher jest spadkobiercą i rzeczywiście wielkim, wypróbowanym fanem twórczości J.R.R. Tolkiena – kochał te opowieści od lat dziecinnych. Jednak jako miłośnicy tego świata i fani filmów na podstawie prozy Tolkiena tak bardzo chcielibyśmy zobaczyć kolejne ekranizacje. I to niekoniecznie stworzone przez Petera Jacksona…

I jeszcze mały komentarz Elendilionu… Jest jednak pewna furtka, o której wielu zapomina. Jeżeli Tolkien sprzedał prawa do ekranizacji książek Hobbit i Władca Pierścieni, istnieje jeszcze jedna, dość szczegółowo opisana historia, którą możemy odtworzyć na podstawie Dodatków A i B. Jest to opowieść o Upadku Númenoru. Istnieje już nawet pierwszy scenariusz takiego filmu, którego autorem jest znany norweski lingwista tolkienowski, Helge K. Fauskanger. Na Forum Elendilich znajdziecie tłumaczenie scenariusza na polski. Plik znajduje się pod odnośnikiem poniżej. Tłumaczem jest świetny sosnowiecki anglista, Jarosław „Noatar” Schramel.

Polskie tłumaczenie scenariusza „Westernesse”

Kategorie wpisu: Adaptacje tolkienowskie, Informacje medialne, Pliki do ściągnięcia, Wywiady

29 Komentarzy do wpisu "Dalszych tolkienowskich ekranizacji nie będzie…"

Venea, dnia 08.01.2013 o godzinie 14:08

Decyzje szanuje, choć dziwie sie komentarzom innych fanów a także obawom Christophera.

Dla mnie istnieją książki i istnieją filmy. Są to oddzielne byty i jeden nie przeszkadza cieszyć sie drugim. Wręcz dziękuje filmom, dzięki którym rok przed FotR zdecydowałam sie przeczytać książki i wejść w ten świat. Jak ktoś tego nie potrafi rozdzielić to trudno, spotkałam wiele ludzi co film widzieli ale przy książce usnęli (co raczej oznacza, że z filmem czy bez i tak WP by nie przeczytali) i wielu fanów co filmu nie lubią. Czy mamy im zabronić oglądać film (bo pohańbił książkę), wcisnąć im Władce Pierścieni i stać nad delikwentem aż skończy czytać? Każdy chyba jakiś rozum ma i jak będzie chciał to do książek zajrzy

Tom Goold, dnia 08.01.2013 o godzinie 14:12

W pewnym sensie rozumiem Christophera Tolkiena, jego argumentacja ma swoją logikę. Nikt jednak nie wie czy aby nie jest powodowana głównie frustracją z powodu sprzedaży praw do ekranizacji książek za śmieszne dziś pieniądze. Dowodzić tego może pozew jaki Tolkien Estate wniósł przeciwko Warner Bros tuż przed premierą „Hobbita”. Pomijając, że nie jest to pierwszy pozew trustu związany z filmami, w którym chodzi o pieniądze (poprzedni zakończył się bodaj ugodą finansową), to w tym ostatnim przypadku chodzi o 80 mln dolarów z merchandisingu prowadzonego przez koncern Warnera. Wbrew niektórym głosom, Tolkien Estate i Christopher Tolkien nie są bytami odrębnymi, bowiem fundacją zarządza rodzina z Christopherem Tolkienem na czele, a wspomaga ją sztab prawników z Oxfordu. Jest zatem jasne, że wola i przedsięwzięcia TE muszą mieć aprobatę Christophera. Jak widać pogarda wobec dokonań filmowym Petera Jacksona nie przeszkadza Christopherowi i rodzinie czerpać zysków z filmowych pieniędzy.

Galadhorn, dnia 08.01.2013 o godzinie 14:18

Zobaczmy też, że Christopher to naprawdę wiekowy człowiek. Trudno wymagać od pana w wieku prawie 88 lat entuzjazmu dla współczesnego Holywood. Ja jego zdanie szanuję, ale też myślę, że po jego śmierci dojdzie do jakiegoś porozumienia i kiedyś jeszcze coś z „legendarium” w formie filmowej zobaczymy. Ale mnie marzy się jakiś nowy reżyser. Widzę ten film (np. na podstawie opowieści o Berenie i Lúthien) w poetyce filmowej (o zgrozo) „Harry’ego Pottera i Czary Ognia” (to tam był Turniej Trójmagiczny?) albo pierwszej z ostatnich odsłon tego cyklu.

Jakiego reżysera wybralibyście dla legend „Silmarillionu”?

Venea, dnia 08.01.2013 o godzinie 14:31

Jakiego by wybrali takiego by wybrali, dla mnie widza, liczy sie efekt końcowy. Jak sie zabiorą (jeśli) za Silmarillion to nie skończy sie na trzeciej trylogii (trylogie robią sie modne ostatnio) o ile np na serialu. Nie ma sensu gdybać teraz. Mamy jeszcze dwa Hobbity przed nami

Arathiel, dnia 08.01.2013 o godzinie 16:48

Jeśli”Silmarillion” to tylko wybrane motywy. Wątek Miłości Berena i Luthien jak najbardziej. Serial natomiast zabiłby cały czar Śródziemia. Lub „Dzieci Hurina” jako ekranizacja skierowana do dorosłego widza. Skupiona bardziej na osobistym dramacie i zmaganiu z fatum aniżeli na przygodzie i rżnięciu orków.

Drzewiec, dnia 08.01.2013 o godzinie 17:03

W pełni zgadzam się z Christopherem, że filmy wypaczyły książki i sprowadziły je kilka poziomów niżej. Trzeba jednak pamiętać, że dzięki filmom wiele osób usłyszało o Tolkienie. Poza tym miło jest spędzić kilka godzin oglądając te ekranizacje nawet jeśli mają niewiele wspólnego z duchem dzieł Tolkiena.

Christopher opiera swoją tezę na faktach, ale moim zdaniem wyciąga złe wnioski. Filmy przynoszą więcej złego niż dobrego. Zamiast zabraniać ekranizacji lepiej spróbować informować odbiorców filmów, że książki to coś o wiele większego i głębszego, tak by jeszcze więcej osób sięgnęło po dzieła Mistrza.

Drzewiec, dnia 08.01.2013 o godzinie 17:17

Akurat ciekawy demotywator na głównej:

http://demotywatory.pl/4014237/Jesli-chcesz-obejrzec-ten-film-w-najwyzszej-jakosci

Drzewiec, dnia 08.01.2013 o godzinie 17:22

Przepraszam za spam – 3 post pod rząd ale nie mogę go edytować: „Filmy przynoszą więcej złego niż dobrego.” Miało być na odwrót 😀

tallis, dnia 08.01.2013 o godzinie 17:53

Znaczy się tak: Państwo potomstwo wymagają, żeby filmy były lepsze, (bo cóż, mogły by być lepsze, z mniejsza ilością bitew ale większą dialogów, no, ale wtedy uzyskalibyśmy teatr telewizji – nawet jeśli bardzo dobry), ale jednocześnie wymuszają wstawianie głupot typu, że Gandalf zapominał imion swoich konfratrów 😀 Ale jazda :)
poz :)
tal

zimnytroll, dnia 08.01.2013 o godzinie 18:18

Ej no ale chyba przyznacie ze te filmy arcydzielmi to nie sa !! Wrecz bardzo mocnymi sredniakami ! A momentami wrecz gniotami :).

tallis, dnia 08.01.2013 o godzinie 19:50

Jako adaptacja LOTRa to 3 filmy są dziełem. Na pewno najbardziej udaną z pośród _filmowych_ adaptacji WP (bo np. adaptacja radiowa BBC z 81 r. jest moim zdaniem dużo bardziej udana niż Jacksona – zwłaszcza, gdy chodzi o dochowanie wierności książce ale nie tylko). Na pewno są najbardziej udanym z filmów tego gatunku od wielu lat, jesli nie w ogóle. Ale jako adaptacja nie są arcydziełem – byłyby nim imo, gdyby nie wywalono 2 krótkich scen (spotkania Sarumana z Frodem i pożegnania Arweny z Frodem), kończących i uzupełniających o motywację dwa ważne wątki. Te 2 sceny sprawiłyby może, że film nie byłby tak schematycznym przedstawicielem swego gatunku tylko by czymś zaskoczył widzów nie znających ksiązki. Poświęcono je niestety dla uzyskania czasu na za długie bitwy. Bitwy są b.fajne ale nie musiały być tak długie. Gdyby zabrać z każdej po pół minuty mielibyśmy te dwie sceny zachowane i film byłby skończonym arcydziełem w zakresie adaptacji. Ponieważ żadna filmowa adaptacja nie włączyła sceny z Sarumanem i Frodem. Radiowa BBC ją ma-zresztą genialnie zagraną. Ale poświęcenie tych dwu scen było po prostu łatwiejsze w wysokobudżetowym kinie akcji. Jako jeden długi film są arcydziełem, ale jako adaptacja tylko dziełem lub udanym filmem – z paroma płyciznami czy niepotrzebnymi ubytkami. No, ale praktycznie każda adaptacja książki na film jest czymś co nie może się obejść bez spłycenia. Książka zawsze traci na przeróbce na film. Nie ma ksiązki w pełni oddanej filmem. To jest niemożliwe. Natomiast to co było dodane – w paru kwestiach były dodane rzeczy popkulturowo niedobre – wyraźnie dla podniesienie atrakcji, dla komerchy. Jednakże w paru innych kwestiach to co było dodane to były autentycznie świetne, kreatywne pomysły realizatorów, (np. zapalenie stosów, ostatnia scena w gospodzie, urodziny Bilba w prologu, skrót narady Elronda itp), które ulepszyły film, ponieważ tam, gdzie proza Tolkiena nie wyrabiała, film wyrabiał :) Chodzi mi głównie o niektóre postacie, którym dostało się od filmu nowe życie. Kiedys Achika chyba powiedziała coś takiego i ja się z nią zgadzam. Zgadzam się, że przerobienie, adaptowanie ledwo nakreślonych, schematyczych, sztywnych postaci z eposu na postacie w które współczesny widz może zainwestować emocje to naprawdę osiągnięcie tej ekipy. W filmie mamy dobrze rozwinięte postaci, które nie są posągowe, nie są statyczne, przechodzą jakieś przemiany a nie są od początku do końca statycznie idealnymi bohaterami (Arwena, Sam, Aragorn, Faramir, Frodo). Są też postacie które film spłycił (Saruman, Denethor, Legolas, Gimli). Po prostu film nie może po równo obdarować dialogami wszystkich bohaterów, a tych były dziesiątki. Są postacie, którym dodał cech, życia, czegoś do zrobienia (Pippin, Arwena) Są to realistyczni bohaterowie a nie sztywne figury nosicieli jakichś funkcji mitycznych. To lubię w filmie najbardziej. Może dlatego mało mnie obchodzi, że ktoś tam jest blondynem a nie brunetem albo czy bitwa była tu czy tam, czy było bitew 4 czy 5 itp. Ponieważ skupiam się na postaciach i na aktorstwie (świetnym, co sie nie zdarzało często w fantasy, w zasadzie nigdy) a nie na tym czy Faramir powiedział to co powinien mówic Gandalf a Gandalf to co miała mówić Eowina itp. Ten film sprawia, że postacie są żywymi i interesującymi osobami. Żadna poprzednia adaptacja po ten patent nie sięgnęła.
Kiedy czytałam WP (12 razy), interesowałam się bardziej przebywanymi krajobrazami, tłem historycznym, albo samą misją Drużyny ale na pewno nie tym, kim oni tak naprawdę są. Sami z siebie. Poza Questem i wojną. Żadne wnętrze postaci mnie nie obchodziło, pewnie dlatego, że choć jakieś tam jest to nie ma go za wiele. Dlatego mówię, że cześć i chwała paniom scenarzystkom LOTRa za scenariusz z którego aktorzy mogli zrobić żywe osoby :) W sumie nawet przy czytaniu dawałam radę wyobrazić sobie zbroje, krajobrazy czy budowle lecz jakoś najmniej potrzebowałam wyobrażać sobie twarzy postaci – te były dla mnie zawsze dość mgliste.
poz :)
tal

Zamorano, dnia 08.01.2013 o godzinie 21:28

@Mocne słowa, ale czy nie ma w nich czegoś, nad czym nie warto się zastanowić?

Ch. Tolkien bardzo grubo przesadził moim zdaniem. Kwestia osobistego horyzontu, jak by to ująć, emocjonalnego. Diagnoza grubo przesadzona moim zdaniem. Ja bym chciał filmu wg. „Rudy Dżill i jego Pies”. Było dobre widowisko Teatru Młodego Widza TVP kiedyś zrobione według tego tekstu. Ale dopóki nie będzie jakiejś powtórki nie zdobycia tera.

Galadhorn, dnia 08.01.2013 o godzinie 21:29

Wybaczcie człowiekowi. On ma prawie 88 lat!

tallis, dnia 08.01.2013 o godzinie 23:49

Nie wiem co tu mamy wybaczać? Jego opinia, jego prawo. Szanujemy jego zdanie, jednak musze przyznać, że jest ono nadmiernie emocjonalne. Być może to wiek sprawia, że nie potrafi się bawić adaptacjami tak jak my? Podchodzi do tego zbyt czołobitnie. Niby że to jest jedyna książka z której nie można zrobić normalnego popularnego kina akcji? Nie zgadzam się. Kino owszem musiało do tego dojrzeć technicznie, ale mimo że są sprawy nieprzekładalne na język filmu bez pewnych strat dla jakości kina, strat wobec jakości książki, gdzie kino zawsze będzie tym gorszym w pewnym miejscu, no, to jednak nie znaczy, że nie powinno się w ogole ekranizować klasyki. Mysle, że wszystko da się zekranizować, lepiej czy gorzej i nie sądzę by była opowieść której przy technice i spójnej wizji artystycznej (a taką miał Jackson w przeciwieństwie do Bakshiego) nie da sie zaadaptować przynajmniej poprawnie. No i, w końcu nawet Boska Komedia miała kilka wersji filmowych, i Biblia miała, więc kurcze, Chris T. podchodzi do tego zbyt fanatycznie, twierdząc że nie powinno sie w ogóle robić adaptacji WP. Tak gdzieś czytałam wywiad, że jego zdaniem nie powinno sie robic adaptacji bo i tak nie wyjdzie.
Ogólnie rozumiem, że epos, że powaga itp to sie zgodzę, jednakże to sa także basnie i książki przygodowe :)
poz :)
tal

Venea, dnia 09.01.2013 o godzinie 7:30

Dziwicie sie, że podchodzi do tego emocjonalnie? Skoro sam spędził lata sklejając Silmarillion w całość, musiał długo zastanawiać sie nad sensem każdej sceny, miejscem w historii itp

Zamorano, dnia 09.01.2013 o godzinie 11:00

Ja też nie mam pretensji do Ch. Tolkiena. Ma prawo do swojej opinii. W ogóle taki horyzont emocjonalny jest zrozumiały moim w przypadku kogoś kto de facto jest współautorem „Silmarillionu” jakim go znamy. Kogoś kto wszedł w rolę kogoś na kształt strażnika spuścizny Profesora. Nie zmienia to faktu, że moim zdaniem filmy Jacksona nie dadzą się zredukować do bezmyślnej nawalanki dla nastolatków i to tych mniej wymagających. W przypadku „LOTR” film jest czymś w stylu „powieści inicjacyjnej” (tak był prowadzony Frodo), o powieści nie da się tego powiedzieć. Ale moim zdaniem to nie znaczy, że przez to film staje się banalną nawalanką, bez mitologicznej treści. Fakt, że Froda ratuje przyszła królowa Gondoru w pierwszym filmie też tej epickiej filmowej trylogii raczej nie banalizuje. Co do „Hobbita” muszę przyznać, że z tego tekstu tej głębi wręcz Jackson wycisnął naprawdę dużo jak na superprodukcję typu blockbuster. Paradoksalnie podobnymi argumentami krytycy niechętni J.R.R. Tolkienowi redukowali kiedyś tę twórczość. Przynajmniej takie przykłady można znaleźć o Carpentera i Grotty o ile dobrze pamiętam. Ja nie odbieram prawa do takiej opinii Ch. Tolkienowi. Uważam, że jego horyzont emocjonalny i intelektualny, rodzaj zaangażowania warunkuje w dużym stopniu takie postrzeganie. A filmów chyba nie da się tak zrobić, że Ch. Tolkien jest konsultantem na prawach reżysera i producenta w jednym.

tallis, dnia 09.01.2013 o godzinie 17:29

W przypadku “LOTR” film jest czymś w stylu “powieści inicjacyjnej” (tak był prowadzony Frodo), o powieści nie da się tego powiedzieć.

A to ciekawe, bo w jednej z audycji w pr 2 radia poswieconej Tolkienowi (jest ich kilka na stronie radia-nie pamietam która, chyba ta z 2005 r.) właśnie tak między innymi nazwano książkę – „powieść inicjacyjna” – ale także epos, baśń, powieść drogi itd. Zdaje się, że to prof. Lichański tak własnie powiedział.
poz :)
tal

Noatar, dnia 10.01.2013 o godzinie 7:46

Pragnę tylko zaznaczyć, że tłumaczenie tekstu o filmowym „Westernesse” nie jest kompletne. Kolejne porcje będę dodawał w najbliższych możliwych terminach.

Feahisim, dnia 11.01.2013 o godzinie 18:00

> Tallis
Twoja opinia, że zawartość „dwóch krótkich scen” stawia cezurę między czymś co zgadzasz się nazwać dziełem od czegoś co (już tylko dzięki dwóm krótkim scenom) zapewne byłoby arcydziełem jest zdecydowanie oryginalna.

> Noatar
A na Twoją pracę zapewne nie tylko ja będę czekał z pewnością satysfakcji gwarantowanej :-)

tallis, dnia 13.01.2013 o godzinie 18:14

Feahisim. Tak uważam, bo dzięki tym 2 scenom, ich zachowaniu film byłby bardziej tolkienowski, a tak nie jest do końca udanym odwzorowaniem ducha dzieła – aczkolwiek oddanie litery to całkiem, całkiem się udało. W ten sposób byłby bardziej zgodny z książką, przez co byłby lepszym filmem. A tak przez brak tych 2 scen a raczej jednego wątku sprowadzonego w filmie do 2 scen to jest bardziej standardowym filmem fantasy, czy baśniowym. Końcowe partie ksiązki odróżniają ją od innej produkcji gatunku, dlatego byłoby lepiej by je zachowano, a przynajmniej scenę z Arweną i scenę z Sarumanem.
W ten sposób w filmie bohaterowie wracają do sielskiego Shire, co jest miłe ale umniejsza dzieło filmowe. Kwestia choroby Froda i jego odpłynęcia została zupełnie zminimalizowana, tak że w zasadzie to wyciągniecie ręki przez Gandalfa wygląda na samowolkę, pod wpływem chwili, a nie na coś co było omówione lata wcześniej. Dla nieznających książki zaskakuje fakt, że Frodo odpływa. miałam od nie czytających książki dużo pytań o to. Jest to niedopracowane. Scena z Arweną by to wyjasniła. Tak samo scena z Sarumanem dopełniłaby wątku Sarumana i podkreśliłaby przemianę Froda. Nawet bez Porządkow dałoby się obie te sceny wpakować. Dla nie znajacych książki film byłby bardziej zaskakujący, gdyby po koronacji nie było to takie sielskie.
poz :)
tal

tallis, dnia 13.01.2013 o godzinie 18:16

Swoją droga szkoda, że nie będzie innych filmów z Tolkiena, bo Dzieci Hurina to bombowy materiał na poważny, nawet mroczny film. Książka jest dość skondensowana, osobna, tak, że nie potrzeba robić wielu łączników miedzy światem tej powieści a Silmem czy WP. Dla filmu to doskonały materiał. To materiał bardzo dramaturgiczny, teatralny. Na film albo teatr.
poz :)
tal

Galadhorn, dnia 14.01.2013 o godzinie 8:38

John Rateliff, autor „Historii Hobbita” pisze na swoim blogu, że teraz najlepiej byłoby sfilmować w formie animacji dla dzieci „Rudego Dżila”. Myśmy mieli już taką adaptację teatralną. Ciągle nie ma jej na YT. Pamiętam tę sztukę z późnego dzieciństwa chyba.

Ja sam chciałbym zobaczyć piękną etiudę filmową (może być fanowska, może być animowana) o historii Berena i Lúthien albo o Earendilu i Elwing.

Adam, dnia 14.01.2013 o godzinie 19:57

I wielkie brawa, ponieważ film filmem, ale do książek nie dorasta i więcej złego niż dobrego robi.

Niestety sądzę, że po śmierci Christophera Tolkiena jednak kolejne filmy by PJ niestety powstaną.

Facetowi brak wykształcenie (edukację na podstawówce zakończył) i chociaż kręcić umie, to jedynie na poziomie horrorów i tego typu produkcji z antypodów.

Dzieła Tolkiena powinny powstawać pod egidą osób wykształconych, siedzących w Tolkienie a jednocześnie najlepiej Anglików lub też osób wykształconych w systemie public school.

W przeciwnym razie czeka nas dalsze oglądanie Radagasta z kupą na głowie, grubawej Arweny w miejsce Glorfindela i całkowite wypaczenie Tolkiena.

Galadhorn, dnia 15.01.2013 o godzinie 12:22

Dlaczego film, Twoim zdaniem, Adamie, robi więcej złego niż dobrego?

I dlaczego sądzisz, że wykształcenie i pochodzenie predestynują do wielkich czynów? To bardzo nietolkienowskie przekonanie!

Tej grubej Arweny nie umiem wybaczyć… (żartuję rzecz jasna)

:-)

tallis, dnia 16.01.2013 o godzinie 16:59

No już nie przesadzajmy że na podstawówce. Liceum miał – jakis ichni odpowiednik, a potem na studia filmowe nie poszedł, bo pewnie nie było na to kasiory. Zresztą w tamtym biznesie pomysły i talent liczą sie wiecej niż dyplomy. Wielu znanych filmowców nie miał dyplomu filmówki o ile pamietam np. Spielberg. Zdaje się, że del Toro także.
poz :)
tal

Łukasz, dnia 02.05.2013 o godzinie 17:54

Kto chce film niech ogląda film, a kto chcę książkę to niech przeczyta książkę, zupełnie nie rozumiem tych bulwersów… ;] Można obejrzeć film i uzupełnić wiedzę książką. Kogo to interesuję co PJ tam skończył czy podstawówe czy jakiegoś ogólniaka, ważne jest to że filmy odniosły sukces. Żyjemy w czasach kiczu a filmy PJ całe szczęście do tych czasów nie należą bo potrafią wybić się z szeregu nic nie wnoszącej do kin tandety. Wolałbym oglądać jego produkcje niż kogoś innego – wielkiego uczonego po studiach.

bmp, dnia 09.11.2013 o godzinie 15:52

Niestety nie zgadzam się z Christopherem.
1. Film nigdy nie będzie książką. Nie będzie też dokładnie wierny.
2. Jeśli książka jest arcydziełem – film może być tylko gorszy (dla koneserów, znawców).
3. Jeśli książka jest do bani – film może być i zwykle jest lepszy – ale dla koneserów KINA.
4. Tak już zwykle jest.

Osobiście, gdy już Jackson skończy się bawić Hobbitem, mógłby (i piszę to całkiem serio) … dokończyć Władce Pierścieni. Ogólnie mówiąc mógłby nakręcić „drużyna pierścienia 2”, „dwie wieże 2” i „powrót króla 2” a w nich brakujące sceny i fakty, dodatkowe wątki (nawet lekko wymyślone). Zaznaczyć należy, że oryginał ma także 6 części (w 3 tomach). Następnie przemontować tą trylogie zachowując chronologie i rozbić to na zupełnie nowe 4, 5 albo nawet 6 części. Serio. Ja bym z chęcią coś takiego obejrzał – byłoby to coś takiego jak extremalnie-extended-directors-uncut-version.

ps. do wszystkich oponentów: star warsy też kręcono w dziwnym porządku chronologicznym, aby po 30 latach kręcenia można było je sobie obejrzeć.

ps2. do obrażających P.Jacksona: zawsze tak było że aby odnieść sukces lub stać się kimś, nie trzeba było mieć papierów, szkół, kwitów ani poważania. Natomiast trzeba było COŚ ZROBIĆ.

Osobiście, a teksty mam cięte, chciałbym zauważyć że „strzelanie” do kogoś/o kimś; takimi tekstami o braku wykształcenia to chamówa (nieprzystająca wykształconemu) oraz zazdrość (że on nie spędził dwóch dekad na nauce a osiągnął ponad 200 milionów dolarów więcej niż TY, Adamie…).
Zazdrość – straszna rzecz.

Andrzej, dnia 10.10.2014 o godzinie 14:26

Dziwi mnie fakt takiej aprobaty niesamowicie tandetnych filmów przez ludzi, którzy mienią się miłośnikami twórczości Tolkiena. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje jednak zdziwienie pozostaje. To tak jak by porównywać utwory Vivaldiego z disco polo. PEWNA różnica daje się jednak zauważyć :). Gdyby utwór Leszka Możdżera przerobił na swoją modłę jakiś gwiazdor dico polo lub hip hopu to przypuszczalnie miłośnicy Możdżera złapaliby się za głowy. Tym czasem po przerobieniu epickiej opowieści na hollywoodzką papkę pojawiają się głosy zadowolenia. Ktoś nawet napisał, że mało brakuje by nazwać filmy arcydziełem:). Co tam mamy z arcydzieła? Legolasa który jeździ po schodach na tarczy (o ile pamiętam) na wzór deskorolki lub deski surfingowej? Hobbitów i krasnoludów z których zrobiono błazny? Radagasta z ptasim łajnem na głowie? Rozliczne miłosne wątki w tym krasnoluda z elfką? Od groma efekciarstwa z momentami „w ostatniej chwili”? Tekstów w stylu „if you want him come and get him”? Przecież to jest taki filmowy fast food. Nawrzucali do filmu pełno typowych hollywoodzkich zagrań, którymi zwykle szpikuje się najgorsza tandetę po to by zadowolić masy a nie po to by zrobić dobry film. Nic dziwnego, że niektórzy czują się zawiedzeni i krytykują skoro poziom ekranizacji powieści Tolkiena oscyluje na pułapie Ataku gigantycznych ślimaków 5, albo Zemsty bagiennego mutanta 3. A propos mutanta to zdaję się w 2 części filmowego Hobbita padły słowa „zmutowany goblin”. Ręce opadają. Co to ma wspólnego z klimatem jaki zbudował Tolkien? Nie twierdzę, że film ma być wierną kopią książki bo to dwa różne środki wyrazu, ale powinien być dobry. Nie mówcie mi też, że się starali ale nie wyszło, bo widać gołym okiem, że założeniem było zrobić typową papkę. Były problemy z nakręceniem filmów ze względu na prawa autorskie i dosyć pazerne nastawienie rodziny Tolkiena. W końcu komuś się udało i co? I zrobił totalną kaszanę bo tak postanowił. Rozczarowanie zrozumiałe. Ktoś wcześniej pisał, że ekranizacje powinni tworzyć ludzie wykształceni i najlepiej angole. Zgadzam się. Nie chodzi tu o wytykanie komuś czy ma dyplomy czy nie, tylko o to czy ktoś jest fachowcem czy nie. Kino europejskie jest jednak inne i może podeszliby inaczej do tematu. Moim zdaniem twórcy obecnych ekranizacji nie mają zupełnie nic na swoją obronę. Mieli gotowe historie, pieniądze by to nakręcić i tłumy fanów Tolkiena co do których było wiadomo że pójdą do kin. Mieli możliwości promocji by obejrzeli również ci którzy nie czytali. Trudno sobie wyobrazić bardziej komfortowe warunki. Efekt jest mierny. A że jestem miłośnikiem książek Tolkiena to komentuję to co widzę w filmach. Bez napinki, bez nerwów, nie unosząc się świętym gniewem i nie wzywając do dżihadu:). Po prostu oceniam to co widzę.

Tom, dnia 20.10.2015 o godzinie 10:17

Ja proponował bym Panu Christopherowi Tolkienowi wybudować katedrę w stylu neogotyckim, a następnie by na ołtarzu wewnątrz umieścił rękopisy ojca. Najlepiej niech się w tej świątyni zamknie z sektą czcicieli dzieł Tolkiena. Niech se je interpretują tam w sposób kanoniczny i wierny. A resztę… Resztę niech pozostawią ludziom dla których ojciec napisał przecież te dzieła. Ja sam mam 40 lat, przy czym 25 lat spędziłem z lekturą dzieł Tolkiena i wracam do nich bardzo często. Tak samo jak często oglądam filmy Jacksona. Różnią się a owszem. W niektórych scenach razi „hollywoodzkość”, ale mam świadomość z czego to wynika… Musimy sobie uzmysłowić iż jeżeli „Drużyna pierścienia” nie spełniła by pokładanych w niej nadziei pod względem finansowym to nie było by pięciu kolejnych części… Ja w przeciwieństwie syna Tolkiena, jako wielki i dożywotni fan dzieł jego ojca nie odwracam głowy od twórczości Jacksona… Po prostu mam świadomość różnic… Nie jestem małym dzieckiem… Potrafię pewne rzeczy oddzielić od siebie…. I tyle w temacie.

Zostaw komentarz