Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Jest taka cisza…


W listopadzie 1944 Tolkien pisał do swojego syna (cały list tutaj):

Przejeżdżałem niedawno na rowerze obok Radcliffe Infirmary, kiedy nagle doznałem jednego z tych olśnień, jakie czasami nachodzą nas we śnie (nawet wywołanym narkozą). Pamiętam, że powiedziałem na głos z całkowitym przekonaniem: „Ależ oczywiście! Oczywiście, że tak naprawdę toczą się sprawy.” Nie mogłem jednak przywołać żadnych argumentów, które do tego doprowadziły, chociaż miałem uczucie, jakby przekonał mnie rozum (choćby bez rozumowania). I od tego czasu myślę, że między innymi dlatego nie możemy po przebudzeniu odtworzyć cudownej argumentacji czy tajemnicy, że po prostu niczego takiego nie było: była natomiast (być może często) bezpośrednie zrozumienie przez umysł (tzn. rozum), lecz bez łańcucha argumentów, jaki znamy w naszym życiu rządzonym czasem.

Elf powiedziałby, że do Tolkiena przemówiły głębie jego serca (órerya equétië ten). O tajemnicach, które poznajemy przed wędrówkę do największych głębin naszego wnętrza mówią liczne tradycje mistyczne – od św. Augustyna z Hippony, przez muzułmańskich sufich, po buddyjską medytację zen.

Bracie który nie wiesz, na co czekasz; siostro, która trzymasz się kurczowo rzeczy, których sobie nie cenisz…

„Mit zbiera razem wszystkie znane nam rzeczy i przywraca im bogactwo znaczeń, które zostało ukryte pod zasłoną codzienności” (C.S. Lewis, październik 1955, wywiad w „Time and Tide”)

Życzmy sobie takiego wejrzenia w codzienną rzeczywistość, takiego spostrzeżenia znanych nam rzeczy tu i teraz, które ukazuje całe bogactwo znaczeń zazwyczaj ukrytych pod zasłoną codzienności. Wtedy nawet wchodzenie po schodach może się stać doświadczeniem „drabiny Jakubowej”, przygotowanie kawy doświadczeniem niebiańskiej muzyki, a uśmiech sąsiada w windzie uśmiechem Boga.

Drogą do takiej iluminacji, do takiego poruszenia serca może być cisza i skromność życia, doświadczenie „eukathastrophe” w czasie lektury, medytacja w modlitwie… Jeżeli teksty Tolkiena są nowoczesnym mitem, pełnią rolę mitu, to zmieniają też nasze życie. I o to chyba najbardziej w tym wszystkim chodzi…

„Jest takie czekanie, które już jest spotkaniem,
jest taka ciemność, która już jest światłością,
jest taka cisza, cisza w której, cisza w której słyszysz Niesłyszalnego”.

_______________

W tekście wykorzystałem słowa piosenki Antoniny Krzysztoń pt. „Jest cisza”.

Kategorie wpisu: Biografia Tolkiena, Eseje tolkienowskie, Listy Tolkiena

8 Komentarzy do wpisu "Jest taka cisza…"

Jacek, dnia 29.01.2013 o godzinie 17:05

Najwięcej na ten tema mieliby do powiedzenia tzw ojcowie filokaliczni, ojcowie pustyni, a żyli oni i przed i po św Augustynie.
Stworzyli oni coś co się nazywa metoda hezychastyczną, byli mistrzami medytacji i całą teorię tego na Tolkien zwrócił uwagę mieli dość dobrze opracowaną. Np wg nich umysł to coś innego niż rozum, ale zamiast zdradzać szczególy zainteresowanym polecam książkę: „Nie potrzebują lekarza zdrowi…”. Hezychastyczna metoda uzdrawiania człowieka Krzysztof Leśniewski Wydawnictwo KUL. To wszytko mogło być nieznane Tolkienowi, gdyż jest to tradycja Kościoła Wschodniego (choć do czasu schizmy wiele dzieł powstało).

Galadhorn, dnia 29.01.2013 o godzinie 19:26

Jacek, dziękuję za te uwagi. Ostatnio bardzo mnie interesują sprawy kontemplacji chrześcijańskiej i jej podobieństw do innych tradycji medytacyjnych. Słowa Tolkiena o jego iluminacji są bardzo ciekawe i jakoś mi się połączyły z tym, o czym pisał w eseju lingwistycznym o pojęciu órë ‚głębin serca’.

Jacek, dnia 29.01.2013 o godzinie 22:48

No własnie, serce, w antropologii owych ojców filokalicznych (a żyli oni na przeciągu dobrych 1000 lat) serce jest centrum jestestwa, istoty każdego człowieka. Na zachodzie i w ogóle największym mistykiem chrześcijaństwa był ponoć św Inigo z Loyoli (naprawdę tak miał na imię, a nie Ignacy). Jeśliby była ochota popróbowania medytacji, albo połączenia medytacji z modlitwo, bez wielkiej napinki, to polecam książkę – instrukcję, ciekawą i przystępną: Otwarty umysł, otwarte serce Thomas Keating OCSO W drodze. A prof Tolkien od dawna sprawiał na mnie wrażenie człowieka, który miał otwarty umysł, a książki powstawały tak jakby mu jest Ktoś z góry dyktował. Wg ojców filokalicznych umysł to taka część człowieka, poprzez, którą Pan Bóg może się z nim kontaktować, takie poznanie przedzmysłowe. Człowiek coś wie, ale nie wie skąd to wiem, nie pamięta żadnego myślenia racjonalnego prowadzącego do wiedzy. Wielcy artyści tak mają, jak sądzę Salvador Dali również.

Galadhorn, dnia 30.01.2013 o godzinie 8:36

Myślę, że Tolkien był tu pod wpływem teologii św. Augustyna z Hippony (a ostatecznie Platona). Ja sam polecam taką nową książeczkę, która jest w EMPIK-ach, pt. „Droga do głębi serca. Zen i duchowość rekolekcji ignacjańskich” Stefana Baubergera.

Polecam też Tobie, Jacku i innym Czytelnikom ten temat na Forum Elendilich: Epistemologia – drogi poznania prawdy na Ardzie http://elendili.pl/viewtopic.php?t=2064

Jeden ze sposobów poznania prawdy to poznanie z natury:

(…) chodzi chyba o pewną wiedzę pochodzącą z serca, z tego najgłębszego „ja”, w którym istota inteligentna słyszy Głos. Taka jest natura istot myślących, że obdarzone są one pewnymi „przeczuciami”, „intuicjami”, które wpisane są niejako w ich naturę. I jest tak zarówno w Śródziemiu, jak i – zgodnie z wiarą chrześcijańską na przykład – w świecie realnym. Dzięki zdolnościom naszej natury czujemy, że nie jesteśmy sami, że obok jest Ktoś, kto nad nami czuwa, że tego Kogoś potrzebujemy, że jest w nas „wewnętrzny człowiek”, czyli sumienie, które każe nam się czasem zatrzymać i poniechać jakiegoś działania, że nie jesteśmy tylko ciałem, ale też i duchem.

Jacek, dnia 30.01.2013 o godzinie 13:58

To mogę dodać tylko to, że mnich buddyjski jest nas w stanie nauczyć medytowania, procesu wchodzenia w stan medytacji ale to co się dzieje dalej jest inaczej interpretowane przez chrześcijan i przez buddystów – w tym jest różnica.

Galadhorn, dnia 30.01.2013 o godzinie 14:20

O ile rozumiem choć odrobinkę buddyzm zen, tam gdzie my chrześcijanie opieramy się na Chrystusie i kontemplujemy Jego miłość, tam u buddystów jest już nieznane, niepoznawalne, poza wszelkimi kategoriami umysłu. Czyli to, co nazywają oni „Pustką” (nie mylić z naszym pojęciem pustki jako braku).

Jacek, dnia 30.01.2013 o godzinie 16:02

Wydaje się, że mnie więcej tak jest. Ale bardziej szczegółowo nie umiem powiedzieć, bo nie wiem.

Zenon, dnia 02.02.2013 o godzinie 13:03

Kiedyś przypadkiem wpadłem na ten tekst:
M. Leśniewski ‘M.L.’, „Ósanwe-kenta, czyli rozważania nad naturą dobra i zła w późnym Tolkienowskim legendarium”, Aiglos nr 11, 2008/2009, s. 5-24

Zostaw komentarz