Hobbit: Pustkowie Smauga – recenzja
Nie za bardzo wiem jak zacząć recenzję, bardziej chyba będzie pasował zwrot – pierwsze wrażenia. Od wczoraj zastanawiam się, jak podsumować Pustkowie Smauga, w jaki sposób można opisać w kilku zdaniach wrażenia i emocje z tego trzygodzinnego seansu. Po pierwsze, trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy – i patrzeć na nie z dwóch różnych perspektyw – filmu i adaptacji.
Gdybym miał przedstawić to w formie graficznej, chyba najbardziej pasowałby taki opis:
Wyobraźcie sobie, że w oddali widzicie drzewo, wygląda ono pięknie i zdrowo, zaintrygowani zbliżacie się do niego powoli. Im bliżej jesteście, tym bardziej przekonujecie się, że to kolos, prawdziwy olbrzym. Drzewo wygląda dostojnie, jego główny pień jest prosty i smukły, korzenie są pokręcone, potężne i macie to poczucie, że sięgają bardzo głęboko. Drzewo jest piękne. Kiedy zbliżacie się jeszcze bardziej, by je dotknąć, okazuje się, że drzewo jest jeszcze większe, a na pniu i gałęziach znajdujecie jakieś dziwne przebarwienia, narosty, dziwacznie przeszczepione gałęzie i sęki. Nie jest to rodzaj choroby, czy złośliwości, uświadamiacie sobie, że to ktoś z zachwytu nad drzewem chciał je ubarwić, sprawić, by było atrakcyjniejsze, ciekawsze, kolorowe – bajeczne. Nie szpeci to drzewa, ale Wy wyraźnie widzicie, jak niedoskonałe są próby upiększenia tego, co piękne. Drzewo jest pierwotne, wszystko co było do niego dodane by je poprawić czy uatrakcyjnić, nie może dorównać pięknu i prostocie jego istnienia. Kiedy odejdziecie od drzewa wystarczająco daleko, przekonacie się, że to tylko drzewo…
Pień filmu i jego główną strukturę uważam za udaną, wręcz świetną, (choć wszystko jest w rozmiarach XXXXL) ale wątki poboczne (te narosty i przebarwienia), czy celowo dodane elementy po prostu nie dają sobie rady z geniuszem samej pierwotnej historii o krasnoludach, Bilbo Bagginsie i Smaugu.
Poniżej opiszę pokrótce główne gałęzie drzewa. Nie czytajcie, jeśli chcecie się na nie sami wspinać…
Film oglądaliśmy w tej samej sali kinowej, w której rok temu wraz z Galadhornem widzieliśmy pierwszą część filmowej trylogii. Pod względem technicznym miałem wrażenie, że technologia 48 klatek zastała chyba jeszcze jakoś dopracowana. Od początku filmu wydawało mi się, że obraz wygląda lepiej niż w pierwszej części. Może filmowcy mieli więcej czasu żeby dopracować każdy szczegół.
To nie niespodzianka, że film można podzielić na rozdziały – Beorn, Mirkwood, Esgaroth (Lake-Town), Samotną Górę i oddzielny rozdział dla Smauga. Oczywiście jest jeszcze przeplatanka fabuły z siłami zła w roli głównej.
Wszystkie lokacje są niesamowite, jak wspomniałem we wstępie i co znamy z pierwszej części filmu, w rozmiarach olbrzymich.
Beorn ****
To nie mój Beorn, mimo to przyznaję, że jego forma niedźwiedzia jest wspaniała, podobnie jak jego dom. Nie gościmy u niego jednak zbyt długo, mam jednak przeczucie, iż zawitamy tam na dłużej w rozszerzonej wersji filmu. Mikael Persbrandt jest fantastyczny w roli smutnego samotnika, o północno-wschodnim akcencie i niskim głosie. W formie człowieka jest spokojny i gościnny, jednak pomaga krasnoludom tylko dlatego, że bardziej nienawidzi orków. Nie jestem przekonany co do kreacji, jednak w filmie wypadł lepiej niż się spodziewałem.
Mirkwood ****
Ten mroczny las to artystyczny plac zabaw Johna Howe i Alana Lee, przepuszczony przez generator panów od efektów specjalnych. W wersji 3D HFR (48 klatek) powala z nóg, to naprawdę Mroczna Puszcza. Ten fragment jest bardzo książkowy. W końcu jednak okazuje się, że pająki to nie było jedyne utrapienie kompanii Thorina Dębowej Tarczy. Thranduil, pojmał krasnoludy i uwięził je. W tym fragmencie dowiadujemy się więcej o stosunkach i historii między tymi plemionami. Również w tym momencie poznajemy Tauriel, ocenę tej postaci pozostawię Wam. Evangeline Lilly walczy z zapalczywością i umiejętnościami równymi Legolasowi. Stara się jak może byśmy ją polubili, jest głosem widza w tym filmie, dlatego zapewne będzie przez wielu lubiana. Trudno odrzucić bohater, z którym się utożsamiamy, Peter Jackson wszystko przemyślał… Dodam jeszcze tylko, że aż trudno w to uwierzyć ale krasnoludy to nieźli flirciarze… Spływ beczkami to kolejny popis ekipy od efektów specjalnych i kaskaderskich wyczynów elfów.
Esgaroth****
Fantastyczna rekonstrukcja Miasta na Jeziorze, niesamowity klimat i scenografia. Obie kluczowe postaci z tego miasta, Bard (Luke Evans) i zarządca (Stephen Fry) wypadają rewelacyjnie. Miejsce przepełnione jest ciekawymi zaułkami i bogactwem szczegółów. Poza budzącym kontrowersje przybyciem krasnoludów, miasto uwikłane jest w polityczne utarczki. Nie chcę Wam wszystkiego zdradzać, ale nie spodziewajcie się rozwiązań książkowych. Dotyczy to generalnie wszystkich wspomnianych wyżej wydarzeń i miejsc. Nieustannie przypomina się nam, że to mimo wszystko film na „podstawie” Hobbita.
Samotna Góra *****
Wyobraźnia Alana Lee i Johna Howe, są jednak wielkim wizualnym silnikiem tego projektu. Widzimy rzeczy i miejsca, których nasza wyobraźnia po prostu nie jest w stanie wygenerować (przynajmniej moja). Oczywiście wszytko jest wielgachne, majestatyczne i dopracowane do najmniejszego szczegółu. Odnalezienie ukrytych drzwi zabiera kompanii Thorina nieco czasu ale w końcu marzenie i plan krasnoludów spełnia się. Są w środku Samotnej Góry w swoim domu, tylko co dalej? No właśnie, co dalej…
Smaug****
Smok jest kolosalny, jak wszystko w tym filmie, jego głos – którego użyczył mu Benedict Cumberbatch – jest wspaniale dopasowany do jego smoczego charakteru. Rozmowa z Bilbem jest, podobnie jak scena zagadek z Gollumem w pierwszej części, bardzo książkowa. Mamy okazję nacieszyć się smokiem. Ogrom bogactw i kosztowności ukrytej w korytarzach i holach Ereboru jest niewyobrażalny. Zabawa w kotka i myszkę, a może raczej w smoka i krasnoluda trwa jakiś czas.
Siły zła *****
Jest Azog, poznajemy jego uroczego synka o imieniu Bolg. Podobny jest do tatusia, tylko nie taki przystojny. Osobiście dla mnie całe to polowanie na krasnoludy i Thorina pełne jest dziur. Wiadomo, że ostateczne walka odbędzie się podczas Bitwy Pięciu Armii, niestety przez cały film (pierwszy i drugi) musimy oglądać te ohydne gęby, by przekonać się w zaskoczeniu, że i tym razem nie udało im się dopaść ofiary. A byli już o włos. Bez sensu, cała fabuła zachwiana jest przez to polowanie. To jeden z tych sęków o których pisałem we wstępie. Jednocześnie sprawy w Dol Guldur pełne mroku próbuje wyjaśnić Gandalf… (bardzo ciekawe)
Podsumowanie
Film jest pod wieloma względami o wiele lepszy niż pierwsza część, mroczniejszy, poważniejszy, choć nie pozbawiony humoru. Gra aktorska głównych postaci naprawdę zasługuje na pochwałę, nie ma słabych kreacji aktorskich w tym filmie. Podobnie jak w pierwszej części najciekawiej gra Freeman, McKellen, Stott (Balin). Momentami fabuła ugina się pod ciężarem naniesionych przez Jacksona zmian. Pewne wydarzenia i ich kolejność zostaje wypatrzona tylko po, to by naniesione nowe wątki miały rację bytu. Pisałem o tym wcześniej, te fragmenty wydają się tak sztuczne, że wyraźnie odstają od książkowej fabuły, jak łuszcząca się kora drzewa. Mimo to film jest przyjemny do oglądania i pień główny jest mocny, nie wydaje się również zbyt długi. Ścieżka dźwiękowa dopełnia pięknie film, miejscami mroczna, czasami smutna i tylko momentami jak przebłysk słońca radosna. W filmie mnóstwo jest języków elfów, bogate sięgające w głąb legendarium szczegóły wypełniają filmową przestrzeń.
Film mimo WIELU zmian, mimo wszytko uznaję za udany.
Kategorie wpisu: Adaptacje tolkienowskie, Filmy: Hobbit i WP, Recenzje, Wydarzenia
10 Komentarzy do wpisu "Hobbit: Pustkowie Smauga – recenzja"
Galadhorn, dnia 14.12.2013 o godzinie 16:31
Wspaniałe napisana recenzja. Żałuję, Bracie, że w tym roku nie przeżyliśmy tego razem. Ja oglądam film w najbliższy wtorek. Obiecuję moją recenzję. Po Twojej tym bardziej cieszę się na film. Idę z Bratem Tomem.
NessaPL, dnia 15.12.2013 o godzinie 14:30
WOW! Cudowna recenzja! Napracowałeś się!
Gregor, dnia 15.12.2013 o godzinie 23:55
Ja jestem bardzo ciekaw rozwinięcia wątku Dol Guldur. Tolkien opisał całą sprawę bardzo, bardzo lakonicznie. Wiemy, że była bitwa i że dowodził w niej Saruman jako przywódca Białej Rady. Prawdopodobnie wzięła w niej udział sama rada czyli: Galadriela, Elrond, Gandalf, Radagast, Glorfindel i być może Cirdan (jeżeli zdołał przybyć osobiście na czas z dalekich przystani). Do walki dołączył też Beorn. Armia, nie wiadomo jak liczna składała się wyłącznie z elfów i może z towarzyszy Beorna. Pytanie czy Jackson ma prawa do tej części fabuły i czy doczytał ten fragment prac Tolkiena. Mam tylko nadzieje, że z grozą Dol Guldur nie zmierzy się tylko sam Gandalf. Jeśli ktoś ma na ten temat więcej informacji to chętnie poczytam.
M.L., dnia 16.12.2013 o godzinie 0:27
A tutaj mniej entuzjastyczna recenzja.
http://forum.tolkien.com.pl/viewpost.php?p=129340
Galadhorn, dnia 16.12.2013 o godzinie 9:41
M.L.-u, dzięki za linka. W recenzji Elenai podoba mi się zwłaszcza ten fragment (i podpisuję się pod nim obiema rękoma):
„Prawie nienawidzę Jacksona za to, co zrobił z elfami w swoich filmach. A dla mnie elfowie to chyba najważniejszy element w twórczości Tolkiena. Filmowe elfie kobiety wypadają jeszcze nieźle i wiarygodnie, ale mężczyźni.. Większość z nich to jakieś niedorobione, zniewieściałe popierdółki. A przecież to są faceci silniejsi, mądrzejsi, twardsi, bardziej charyzmatyczni od zwykłych ludzi. Oni walczyli z barlogami, wykuwali tunele w skałach, budowali twierdze, polowali na potwory, do jasnej cholery. To nie są jakieś wydelikacone, lebiegowate, gejowate panieneczki. Ja nie wiem, może Jacson & spółka mają jakieś kompleksy na punkcie wysokich przystojnych mężczyzn, albo czytając Tolkiena zawsze opuszczają rozdziały o elfach. Niepojęte dla mnie, zwłaszcza ze bardzo podobało mi sie jak pokazano Elronda w pierwszej części Hobbita ( w końcu jakiś w miarę wiarygodny elf). Dlaczego zdecydowano się zrobić z Thraduila Drag-Queen of Mirkwood jest poza moim zasięgiem rozumowania, ale jest to okropne i niesmaczne”.
My z Tomem Gooldem idziemy na film jutro. Tom na pewno, ja może (bo nie jestem dobrym twórcą recenzji), pozostawimy tu też swoje oceny filmu.
Estel, dnia 16.12.2013 o godzinie 10:30
Podoba mi się twoja recenzja Telperionie, początek z anegdotą o drzewie to intrygujący wizualny opis elementów filmu. A sam opis bardzo rzeczowy. Zastanawia mnie jedno czemu do 27 grudnia tak daleko. Wracając do recenzji zgadzam się że trzeba rozróżnić elementy adaptacji i filmu. Głównego wątku „pnia”, pobocznych wątków „gałęzi drzewa opowieści” oraz mocnych „korzeni” inspiracji zaczerpniętych od Tolkiena. Dzięki którym film się utrzyma. Widać że Piter Jackson stara się by film podobał się miłośnikom Śródziema Tolkiena jak i miłośnikom filmu Jacksona. Ja będąc jednym i drugim jednocześnie z chęcią obejrzę film. Zobaczę te niesamowite miejsca jak Esgaroth, Mirkwood i Erebor. Postacie jak zacny Gandalf, Bilbo i krasnoludy wyręczający się małym Hobbitem by pokonać Smuaga. Za filmem opowiem się na modłę Elfów jestem za, tak i nie jednocześnie.
Telperion, dnia 16.12.2013 o godzinie 21:03
Hobbit to nie pierwszy film Jacksona, jeśli ktoś się spodziewa rewolucji i nagłych zmian, to na pewno się rozczaruje. Przy filmie numer 5 trudno się jeszcze spodziewać nawrócenia reżysera. Hobbit: Pustkowie Smauga niczym się w tej kwestii nie różni.
Elenai, dnia 16.12.2013 o godzinie 21:46
Witajcie
Widzę, że gorączka około-premierowa trwa w najlepsze…
Galadhornie, dzięki za zrozumienie w kwestii elfiej 😉
Telperionie, co do filmów Jacksona to najwyraźniej są nierówne, przynajmniej dla mnie, bo pierwszą część Hobbita uważam za ekranizację (niemal) idealną. Dlatego też część druga trochę mnie rozczarowała. Ale nie upieram się że mam jedynie słuszny pogląd na te sprawę, każdy ma swoją wizję Śródziemia i jego ekranizacji, i bardzo dobrze, inaczej byłoby nudno. Pozdrawiam!
Galadhorn, dnia 17.12.2013 o godzinie 7:47
Hej, Elenai!
Ja też, ja też… Najpiękniejszy z filmów to Jacksonowska „Drużyna Pierścienia”! Dla mnie częścią, która była najbardziej przekombinowana, był „Powrót Króla”. I wiele rzeczy było tam IMHO nieudanych (szczerze mówiąc scena z Gollumem w Szczelinach Zagłady lepsza była w kreskówce Rankina i Bassa – podobnie sama scena wypłynięcia z Szarej Przystani, ale to oczywiście subiektywna opinia).
Przy niej pierwszy „Hobbit” był znowu wielkim wzruszeniem. Za Bag End, za trolle, za Rivendell i Góry Mgliste, wreszcie za orły PJ ma u mnie wielkiego plusa. Cieszę się jak dziecko na „Pustkowie Smauga”.
Galadhorn, dnia 18.12.2013 o godzinie 1:30
Elenai, dziś obejrzałem „Pustkowie” w IMAX-ie. I jednak muszę oddać sprawiedliwość Jacksonowskim elfom w tej części. Dla mnie rewelacja! Czułem się, jakbym oglądał „Silmarillion” o Thingolu i Lúthien (a Kili był prawie jak Beren).
Jestem zachwycony tym filmem. Moja recenzja jest w nowszym wpisie.
Zostaw komentarz