Aktualności ze świata miłośników twórczości Tolkiena

Tolkien i jego muzyka

Tekst poprawiony na 122. urodziny Profesora Tolkiena. Artykuł powstał na podstawie książki Ch. Scull i W. G. Hammonda The J.R.R. Companion and Guide. Reader’s Guide. Wykorzystałem też tłumaczenie Listów Tolkiena Agnieszki Sylwanowicz.

Dnia 16 sierpnia 1964 r. Tolkien pisał do Carey’a Blytona, który poprosił o zgodę na skomponowanie pewnej Hobbit Overture (‚Uwertury Hobbickiej’):

Moja wiedza muzyczna jest znikoma. Chociaż pochodzę z muzykalnej rodziny, w wyniku braków w wykształceniu i zaprzepaszczenia okazji do nauki z powodu sieroctwa, zalążki muzyki tkwiące we mnie zostały stłumione (dopóki nie poślubiłem pianistki) lub przekształcone w kategorie językowe. Muzyka sprawia mi wiele przyjemności, a czasami jest źródłem natchnienia, lecz ja sam stanowię odzwierciedlenie człowieka, który lubi czytać poezję lub jej słuchać, ale bardzo mało wie o jej technice i tradycji czy strukturze językowej (Listy, str. 523).

Humphrey Carpenter notuje w Biografii, że mama Tolkiena „próbowała zainteresować go grą na pianinie, ale bezskutecznie. Wyglądało raczej na to, że miejsce muzyki zajęły w nim słowa, i że to w nie uwielbiał się wsłuchiwać, czytając je, albo recytując, bez znaczenia dla ich sensu”. Wygląda też na to, że Tolkien bez sukcesu uczył się gry na skrzypcach. W liście do Roberta Murray’a, który uczył się gry na wiolonczeli, profesor napisał:

Każdy, kto potrafi grać na jakimś instrumencie smyczkowym, wydaje mi się czarodziejem zasługującym na głęboki szacunek. Kocham muzykę, ale nie mam w tej dziedzinie najmniejszych zdolności; a próby nauczenia mnie w dzieciństwie gry na skrzypcach pozostawiły mi jedynie uczucie nabożnej czci doświadczanej w obecności skrzypków. [W następnym zdaniu Tolkien pisze – to zaciekawi nas, Słowian: „Niemal tę samą kategorię stanowią dla mnie języki słowiańskie”, Listy, str. 259]

Priscilla Tolkien powiedziała, że:

Miłość do muzyki była (…) u moich rodziców głęboka, ale uważam, że z uwagi na pracowite życie ojca ta miłość (…) została w moim ojcu przytłumiona innymi zainteresowaniami. Zapewne nikt, nawet najbardziej utalentowana osoba, nie może oddać się w pełni dwóm rodzajom sztuki, a mój ojciec był oczywiście najaktywniejszy na polu pisarstwa, grafiki i malarstwa. W późniejszym życiu z żalem mówił, że nie mógł w wieku chłopięcym pobierać nauki gry na skrzypcach. Jego opiekun, co niezrozumiałe, zabrał instrument, który był cenną rzeczą, i lekcje zostały zaprzepaszczone. Stąd moc i piękno muzyki [w jego pisarstwie] jest być może (…) wyrazem niespełnionej tęsknoty mojego ojca. [„Przemowa wygłoszona w Church House Westminster dnia 16 września 1977 przez Priscillę Tolkien”, Amon Hen nr 29 (? listopad 1977), str. 5]

Tolkien był słuchaczem co najmniej kilku występów muzycznych podczas nauki w Szkole Króla Edwarda w Birmingham, choć nie ma na to materialnych dowodów. Być może młody Ronald towarzyszył też swojemu przyjacielowi, Christopherowi Wisemanowi, podczas publicznych koncertów. Wiseman wspominał, że chodził na przedstawienia muzyczne do ratusza w Birmingham w dniach, gdy grywała tam orkiestra miejska pod kierunkiem takich dyrygentów jak Hans Richter czy Artur Nikisch.

W początkach 1908 r. Tolkien i jego brat przenieśli się do pokoju wynajmowanego przez panią Faulkner. Innym najemcą była Edith Bratt, przyszła żona profesora, zdolna pianistka, która kilka lat spędziła Dresden House School w Evesham, która to szkoła specjalizowała się w kształceniu muzyków. Pani Faulkner organizowała wieczorki muzyczne, podczas których Edith grała na paninie akompaniując solistom. Edith również śpiewała, a pewien epizod z życia Ronalda i Edith w lesie w Roos (w hrabstwie York), gdy tańczyła i śpiewała, zainspirował opowieść, która stała się centralną częścią „Silmarillionu” (chodzi o opowieść o Berenie i Lúthien).

W Kolegium Exeter (na Uniwersytecie Oksfordzkim) częścią życia studenta były koncerty i inne wydarzenia muzyczne. Tolkien często w nich uczestniczył, a na drukowanych programach zbierał autografy muzyków. W czasie Michelmas Term (Semestru św. Michała) odbywała się uroczystość nazywana Freshman’s Wine (‚Wino Kota’) na powitanie nowych studentów. Program tej uroczystości zawierał piosenki (zazwyczaj lekkie i popularne), grę na pianinie i recytacje. Bardziej ambitne były tzw. Smoking Concerts (‚Koncerty Smokingowe’) z udziałem Orkiestry Kolegium oraz kolegialnego chóru – podczas takich koncertów wysłuchać też można było zaproszonych solistów. W takich okolicznościach muzyka była zazwyczaj mieszaniną popularnych motywów klasycznych (takich jak uwertura Bizeta pt. Carmen), fragmentów oratoriów i popularnych lub tradycyjnych pieśni.

Edith grała w domu na pianinie do czasu, gdy jej dłonie stały się niezdolne do uderzania w klawisze instrumentu – z powodu starości. Wtedy podarowała pianino swojej córce, Priscilli. W roku 1918, na kartce z małymi obrazkami Tolkiena, które autor zatytułował High Life at Gipsy Green (‚Hajlajf w Gipsy Green’ – w Artist and Illustrator, rys. 23) jest też wizerunek Edith grającej na pianinie (patrz obok). Priscilla Tolkien wciąż jest w posiadaniu albumów, do których Edhith kopiowała muzykę, „ukazujących jej gust – od muzyki klasycznej po lżejsze ballady z jej czasów” (The Tolkien Family Album, str. 30). Sam Tolkien też znał popularne piosenki i melodie na tyle dobrze, że mógł sugerować istniejące melodie dla swoich wierszy, które stworzył na potrzeby Viking Club na Uniwersytecie Leeds – podał je zapisane albo na oryginalnym maszynopisie, albo na swoich egzemplarzach zbioru Songs for the Philologists (1936).

Tolkien był na spektaklu operowym w londyńskiej dzielnicy Covent Garden co najmniej raz w latach 30. Poszedł wtedy z C. S. Lewisem na operę Wagnera Der Ring des Nibelungen (‚Pierścień Nibelungów’). Priscilla Tolkien uważa, że chodzi raczej o operę Siegfried (‚Zygfryd’). W roku 1955, podczas wizyty we Włoszech, profesor i jego córka poszli na operę pod otwartym niebem w Wenecji – na Rigoletto Verdiego. Nie widział tej opery wcześniej, więc zakupił sobie libretto i czytał je przed każdym aktem. W pamiętniku zanotował, że dzieło miało „dobrą i dramatyczną fabułę, choć prowadzenie jej przez Piave i muzyka Verdiego przeciągały się czasami” – nie obwiniał przy tym występujących artystów. Był pod szczególnym wrażeniem śpiewu tenora, który grał rolę Księcia Mantui. Napisał:

Nigdy wcześniej w operze nie miałem szczęścia widzieć młodego śpiewaka, który jednocześnie byłby szarmancki, przystojny i swawolny, pięknie ubrany, który grałby tak znakomicie, a jednocześnie wspaniale śpiewał. Zawrócił nam obojgu [Priscilli i mnie] w głowach, tak samo jak Gilda oraz Maddalena, choć znakomicie wiedzieliśmy o jego niegodziwości. Chwila, w której w tle słychać jego głos powtarzający La donna e mobile, gdy Rigoletto stoi w tryumfie nad okrytym płaszczem ciałem, które ma należeć do Księcia Mantui, jest albo było w tamtej chwili momentem prawdziwego dreszczu. Dla kogoś, kto nie ma wyrobionego gustu dramatycznego lub operowego, powiedzieć takie rzeczy to naprawdę wiele. [Tolkien Papers, Bodleian Library, Oxford]

Priscilla Tolkien napisała, że jej ojciec „miał do tamtego momentu mało okazji, żeby zachwycać się operą. To przedstawienie (…) było dla niego objawieniem” (wstęp do A Tribute to J.R.R. Tolkien [1992], str. viii).

W roku 1968 w dokumencie telewizji BBC pt. Tolkien in Oxford (‚Tolkien w Oksfordzie’) Profesor powiedział, że zawsze miał szczególne upodobanie w muzyce Carla Marii von Webera (1786-1826 – kompozytor wczesnoromantyczny, który działał na terenie Górnego i Dolnego Śląska – notka w Wikipedii). Weber jest znany jako jeden z najwcześniejszych kompozytorów oper romantycznych – najbardziej znane jego dzieła to Der Freischütz i Oberon z elementami nadprzyrodzonymi.

W roku 1960, gdy pewien kompozytor prosił Tolkiena o pozwolenie na stworzenie operetki na podstawie Hobbita, Tolkien napisał do Raynera Unwina: „Nie powinienem odmawiać zanim nie usłyszę pierwszych rezultatów. Jednak oczywiście jestem uprzedzony do operetek w ogólności [zwłaszcza, gdy ustawia się je w opozycji do oper], a w szczególności do użycia Hobbita w takim celu. I wolę sobie pobłaznować sam z moimi piosenkami (9 września 1960, archiwum Tolkien-George Allen & Unwin, HarperCollins).

Tolkien nie lubił większości muzyki współczesnej. W swoim liście do syna Christophera z 31 lipca 1944 r. Profesor przewidział, że „miejsce muzyki zajmie dżajw [‚żywy taniec, popularny zwłaszcza w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX w., wykonywany pierwotnie przy dźwiękach hot jazzu, później przy rock and rollu’ – Słownik Wyrazów Obcych]: co jak rozumiem oznacza odbywanie „jam session” wokół pianina (instrumentu, który pierwotnie służył do wydawania dźwięków skomponowanych przez – dajmy na to – Chopina”), w które wali się aż do połamania instrumentu. Ta słabo naznaczona kulturą rozrywka jest ponoć „gorączką” rozpalającą obecnie USA” (Listy). Dnia 30 stycznia 1945 r. odpowiedział na list Christophera, w którym syn skarżył się na pewne aspekty swojego życia w Królewskich Siłach Lotniczych w Afryce Południowej: „Czytam z zapałem o wszystkim, co dotyczy Twojego życia i o wszystkim co widzisz oraz robisz – i cierpię. Dżajw i Boogie-Woogie są pośród tych spraw. Twoje serce nie będzie tęsknić, gdy to się skończy (bo jest to wszystko z gruntu prostackie, muzyka zepsuta przez mechanizmy, odbijająca się echem w pognębionych i nieuporządkowanych głowach)” (Listy). W roku 1964 Tolkien skarżył się w liście do Christophera Brethertona jak hałaśliwa się stała okolica jego domu przy Sandfield Road:

W budynku trzy domy dalej mieszka członek grupy młodych ludzi, którzy ewidentnie chcą się przemienić w jakąś Beatle Group. W dni, gdy na niego przypada zorganizowanie prób, hałas jest nie do opisania. (16 lipca 1964, Listy)

Pod koniec roku 1968 pojawiły się pogłoski, że Beatlesi mieliby zostać zaangażowani do proponowanego filmu na podstawie Władcy Pierścieni. Dnia 7 stycznia 1969 r. Joy Hill napisała notkę dla Raynera Unwina po swojej wizycie u Tolkiena:

Profesor jest w coraz większej furii, gdy o tym słyszy (…) bo podobno Beatlesi ogłaszają swoje plany w związku z filmem (…). Jest wściekły, że Beatlesi to zrobili i nienawidzi ich tym bardziej (…). W szczególności ma on mnóstwo przeciwko Johnowi Lennonowi (archiwum Tolkien-George Allen & Unwin, HarperCollins).

Podobała się jednak Tolkienowi większość muzycznych kompozycji do jego wierszy, których autorem był znany twórca musicalowy – Donald Swann. Swann odwiedził Tolkiena w Oksfordzie dnia 30 maja 1965 r. aby przedstawić te kompozycje Profesorowi. W swoim wstępie do książki The Road Goes Ever On: A Song Cycle (1967) kompozytor opisał reakcję Tolkiena:

Po tym jak usłyszał sześć pieśni, Profesor Tolkien zaaprobował je, ale żachnął się przy mojej kompozycji do Namárië. W jego głowie brzmiała dla tego utworu zupełnie inna muzyka – zanucił jakiś chorał gregoriański. Zapisałem go i w kolejnym tygodniu grałem go raz za razem do elfickiego tekstu. Nie było wątpliwości, że ta monodyczna linia muzyczna, pochodząca z dawnej muzycznej tradycji, pasowała do słow idealnie – w szczególności znakomicie wyrażała smutek tytułowego Namárië oraz zawołania Ai!. Dla mojego muzycznego koncertu była to przyjemna odmiana – pianino na chwile przestaje grać, a potem wraca wraz z kolejną piosenką. A zatem dodałem tylko wstęp, interludium i kodę.

Tolkien i jego żona Edith byli zachwyceni, gdy Donald Swann i baryton William Elvin wystąpili z koncertem tego cyklu pieśni w Merton College 23 marca 1966 r.  – w rocznicę złotych godów państwa Tolkienów.

Kategorie wpisu: Adaptacje tolkienowskie, Biografia Tolkiena, Listy Tolkiena

14 Komentarzy do wpisu "Tolkien i jego muzyka"

Nol, dnia 14.04.2009 o godzinie 16:12

Ciekawe, co by powiedział na DTH, Enyę albo Lennox, nie wspominając Blind Guardiana itp 😉 . Co by nie mówić, Tolkien był już starszym człowiekiem, wychowanym w zupełnie innej kulturze i niepozbawionym uprzedzeń. Nienawidził Beatlesów, tak samo jak bajek Disneya i pewnie setek innych rzeczy, na których wyrosła współczesna kultura. Był z góry wrogo nastawiony do wszelkich przejawów nowoczesności… jednak paradoksalnie sam z nich korzystał. Narzekał na rozwój motoryzacji, a jednocześnie uwielbiał szybką jazdę samochodem. 😉

Galadhorn, dnia 14.04.2009 o godzinie 16:36

Co do Lennona, to pewnie Beatles naraził się Tolkienowi (jak i wielu innym konserwatywnym osobom) swoim tekstem w TV, że jego grupa jest bardziej popularna od Jezusa i innymi w podobnym tonie.

Moim zdaniem warto za to przyjrzeć się muzyce Webera. Co jak co, ale nie jest to najpopularniejszy klasyk.

TAO, dnia 15.04.2009 o godzinie 10:56

Nie wiem, czy można mówić o tym, że Tolkien (czy ktokolwiek) był „uprzedzony” jeśli chodzi o gusty muzyczne. De gustibus non est disputandum (gusty nie podlegają dyskusji) – wiedzieli o tym już Starożytni. Ktoś, kto gustował w muzyce Webera i innych romantyków (pieśni Swanna, które podobały się Tolkienowi to, bez obrazy, popłuczyny po Schubercie), nie mógł zagustować w afroamerykańskim traktowaniu rytmu, podstawie nowoczesnej muzyki popularnej. Podobnie – acz z zupełnie innych powodów – w muzyce Wagnera, bo to zupełnie inna wrażliwość, inny świat (nawet abstrahując od stosunku Tolkiena do Wagnerowskiej interpretacji mitu Północy).

Sądzę, że Tolkien cenił przede wszystkim tę muzykę, z jaką miał bezpośrednio do czynienia, więc graną przez szkolne czy uniwersyteckie zespoły (a nie „akademickie” wielkie orkiestry), a przede wszystkim – graną przez jego żonę. I jeśli lubił Webera, to zapewne jego pianistykę, dziś cokolwiek zapomnianą, ewentualnie wyciągi z dzieł operowych na fortepian solo (forma popularna w owych czasach, gdy tzw. muzyka mechaniczna była nowinką techniczną, w dodatku – niemiłosiernie kaleczącą przekazywany dźwięk – w „Sławie i chwale” Iwaszkiewicza jest opis dyzgustu, jaki budziła w latach dwudziestych u człowieka wyrobionego muzycznie muzyka z głośnika radiowego), a nie same opery, których – jak wynika z dostępnych informacji – nie słuchał. Ciekawe byłoby poznanie zawartości „kajetów nutowych” Edith Tolkien: dowiedzielibyśmy się, jaka muzyka rozbrzmiewała w domu Tolkienów.

Nie ma opery Wagnera „Pierścień Nibelungów”. Jest „Tetralogia”, cztery dramaty muzyczne („Złoto Renu”, „Walkiria”, „Zygfryd” i „Zmierzch Bogów”), które mogą być wykonywane odrębnie, ale jeśli w całości, to w ciągu czterech wieczorów. Na marginesie: operami są wczesne dzieła Wagnera: „Rienzi”, „Tannhauser” i „Loengrin”; późniejsze to dramaty muzyczne.

olle, dnia 15.04.2009 o godzinie 23:16

Artur Nikisch i Hans Richter to byli dyrygenci a nie kompozytorzy.

Galadhorn, dnia 15.04.2009 o godzinie 23:41

Dziękuję, Olle. Już poprawiam.

TAO, dnia 16.04.2009 o godzinie 10:42

Uzupełniając wczorajsze uwagi. Zdaniem Ch. Chasm Tolkien słuchał wraz z Lewisem „Walkirii”, nie „Zygfryda” (por. Ch. Chasm, Myth and History in World War II [w] Tolkien the Medievalist, Londyn 2003, str. 75); podobną informację spotkałem tez w innym opracowaniu. Ch. Chasm pisze też, że libretto „Walkirii” było czytane i omawiane przez Tolkiena i braci Lewisów.

Galadhorn, dnia 16.04.2009 o godzinie 10:56

TAO, wielkie Ci dzięki za te wszystkie uwagi. Można by z nich stworzyć kolejny wpis biograficzny do LNDLN. Czekamy na więcej, bo na pewno masz jeszcze w notatkach jakieś dodatkowe informacje.

tallis, dnia 17.04.2009 o godzinie 2:13

Kim jest Ch. Chasm? To jakiś mniej znany badacz tolkienowski?
poz :)
tal

TAO, dnia 17.04.2009 o godzinie 11:00

Christine Chasm, amerykańska literaturoznawczyni, jednak nie badaczka twórczości Tolkiena.

tallis, dnia 18.04.2009 o godzinie 0:36

Dzięki TAO :)
Swoją drogą, ciekawa sprawa z muzyką w dziełach Tolkiena i jego podejściem do muzyki. Jednak teza, że ponieważ sam chciał grać (czy tam uczyć się) ale talentu czy czasu nie starczało, to ową tęsknotę za własną muzyką przeniósł do swej subkreacji, jako apoteozę pieśni i muzyki wydaje mi się naciągana, równie naciągana, jak teza o związku miedzy ugryzieniem przez pająka w wieku 3 lat a bardzo częstym występowaniem pająków jako negatywnych postaci. Akurat niezwykle łatwo pająki uczynić negatywnymi postaciami (podobnie, jak wilki, hyeny czy węże i inne gady) 😀 więc samo ugryzienie nie musiało być ważne, owszem mógł mu zostać jakiś silniejszy, niż normalnie uraz, ale w końcu b.wielu ludzi nie lubi pająków i jest to jedno z bardziej negatywnie odbieranych zwierzątek, więc imo pająki po prostu stały się negatywną postacią, gdyż mają złą opinię w ogóle :) i dobrze imo pasują, jako ciała dla demonicznych postaci majarów – bo po prostu wyglądem paskudnym pasują a nie dlatego, że akurat Tolkiena ugryzł pająk. Czy to znaczy, że gdyby ugryzł go pies to Huan byłby wówczas umieszczony, jako postać po stronie zła a nietoperzyca i wilkołak po stronie dobra? Wątpię. Dlatego imo ugryzienie przez pająka mogło mieć jakiś wpływ, ale nie główny, wydaje mi się, że równie ważna była po prostu opinia o pająkach i ich wygląd, doskonale pasowały na postacie negatywne, na potwory (tak samo dobrze, jak wilkołaki i smoki). Z muzyką jest troche inaczej, ale imo też jego niemożność grania nie koniecznie musiała być jakoś rekompensowana przez stworzenie tak wielu niezwykle muzykalnych kultur, imo to mogło mieć znaczenie, jako mniej ważny, emocjonalny (negatywna emocja) element ogólnej inspiracji – owa tęsknota za graniem własnej muzyki, ale dużo większe znaczenie dalabym tu po prostu temu, że T. niezmiernie lubił muzykę, tak w ogóle. I, że miał z nią duży kontakt – choćby przez grę żony, uczestnictwo we mszach oraz na pewno wielu koncertach w Oxfordzie (to bardzo muzykalne miasto).
Pozytywne postacie bardów i muzykalne kultury imo raczej są wynikiem tego, że lubił muzykę i miał z nią kontakt a nie tego, że on sam tęsknił do umiejętności jej tworzenia, komponowania, lub do nauki gry na instrumentach.
U Tolkiena muzyka jest bardzo ważna, w jego kulturach muzycy i poeci są bardzo ważnymi postaciami, są czczeni a nawet wydaje mi się, że są pewnym przeciwieństwem dla kowali i rzemieślników. Imo tak wlasnie Tolkien wymyślił swoją hm…apoteozę twórczości. Imo mamy 2 składniki tej „apoteozy twórczości” – 1 składnikiem jest koncepcja subkreacji, a 2 jest wlasnie waga i potęga muzyki wewnątrz Ardy. Na tym przeciwienstwie – muzyka vs. inne dzieła zwłaszcza materialne – opiera się ta koncepcja nr 2. Otóż świat powstał z Muzyki, zło przedstawiono jako dysonans w Muzyce, muzycy i poeci są w najbardziej zaawansowanej z kultur (elfiej) jakby sercem tej kultury, no i są też przekaźnikiem najważniejszym w kulturach bardziej pierwotnych jak Rohan, gdzie nie było wiele ksiąg ale spiewano wiele pieśni, i ogólnie wszystko co dotyczy śpiewu oraz muzyki zdaje sie u Tolkiena być czyste, jakby nieskażone, (śpiew Toma B. odstraszający złe moce i zapewniający spokój, śpiew w Rivendell, który sprowadza na Froda wizję Valinoru, śpiew Sama przywracający mu odwagę, śpiew zbliżającej się kompanii Gildora zmusił do wycofania się nazgula, wezwanie imion Valarów i Earendila pomagają odeprzec wrogów) a nawet imo trudno tam to co związane z muzyką skazić. Im wyższa zaś kultura tym piękniejsze pieśni może tworzyć i lepiej śpiewa. Orkowie nie śpiewają, a jeśli to tylko jakiś marsz wojenny, zaś śpiew elfów jest tak doskonały, że można zrozumieć ich pieśni nie znając języka i pieśń elfa sprowadza wizje tego o czym mówi, przenosi do tego, o czym mówi, łatwo sobie wyobrazić o co chodzi.
Nie miewacie takiego wrażenia? Że w przeciwieństwie do twórczości materialnej – rzemiosła, kowalstwa itp, sztuka abstrakcyjna posługująca się wyłącznie głosem i dzwiękiem, (wraz z poezją, ze słowem, z opowieścią) a nie wytwarzająca rzeczy i mechanizmy, nie tylko stoi wyżej w koncepcji estetycznej Tolkiena jako autora, ale i jest trudniej albo i wcale nie narażona na przemianę w zło wewnątrz Ardy. Tymczasem wytwórczość materialna, rzemiosło i kowalstwo, oraz oczywiście złotnictwo (złe pierścienie, klątwa złota, smocza choroba) to sztuki, które są wspaniałe ale bywają źródłem nieustannych konfliktów, zdrad, kłopotów i rozprzestrzeniania się zła rozmaitego. Mam wrażenie, że to co najlepsze w kulturach Ardy wyrażać miało się w śpiewie i muzyce no i poezji, a to co było podlejsze (jakby wyższy i niższy potencjał twórczy u ludów Ardy) wyrażać miało się w twórczości rzemiosł i wynalazków. Kultura elfów była doskonała czy też dążąca do doskonałości (elfy w tych opowieściach, jak Tolkien to opisał w którymś liście są metaforą ludzkiego potencjału twórczego, ludzkiej dążności do idealnej sztuki i idealnego piękna) ale głównie tam, gdzie pozostawała abstrakcyjna (muzyka, pieśń, idee, wizje) a tam, gdzie swą energię pożytkowali na robienie przedmiotów, rzeczy (choćby i cudownych) tam, prędzej czy później tworzyli kłopoty i zło. Jeśli idzie o twórczość to imo u Tolkiena możnaby dostrzec taką koncepcję estetyczną – że tworzenie w materii, przekształcanie świata dla wlasnej chwały sprowadza kłopoty i zło, ale tworzenie czyste, abstrakcyjne (śpiew, muzyka, opowieść) jest od tego wolne. A nawet potrafi odczynić zło – np. śpiew Luthien, piosenki Toma czy walka na pieśni Felagunda. Mamy na pewno przykłady na wielką moc muzyki i pieśni u Tolkiena zaś twórczość materialna (Pierscienie, Silmarile, Nauglamir, wspaniała broń Noldorów i co tam jeszcze) również ma moc, ale jest podrzędna i produkuje nie tylko dobro.
Co o tym myslicie?
poz :)
tal

olle, dnia 20.04.2009 o godzinie 0:19

T.A. Shippey pisze: „Ani Dickens, ani Tolkien wyraźnie nie zaczynali od znaczenia: zaczynali od dźwięku.” i w innym miejscu: „co chwila we Władcy Pierścieni jakas postać mówi którymś z języków, nie zadając sobie trudu tłumaczenia. Sens, a przynajmniej jakiś sens, zawiera się w samych dźwiękach”. To może być muzyka Tolkiena- brzmienie języka, na inną nie starczyło chyba czasu i motywacji, a zawarte w nim piękno i różnorodność wraz ze sferą znaczeniową i symboliczną zrekompensowały z nawiązką brak zainteresowania typowa muzyką.

TAO, dnia 20.04.2009 o godzinie 10:24

W dziele Tolkiena niewątpliwie wielka rolę odgrywa pieśń (śpiew, a także muzyka akompaniująca), ale – wyjąwszy Wielką Muzykę – nie muzyka, gra na instrumentach jako taka. I rzeczywiście trafnym wydaje się łączenie tego z „melodią słów/języka”, która jest czymś zdecydowanie innym, niż muzyka, przynajmniej od tej osiemnastowiecznej poczynając.
A co do pająka – Tolkien nie mógł pamiętać ugryzienia w wieku niespełna trzech lat; mógł to znać (i zapewne znał) z opowieści matki. Ale pająki są „potworami” na poziomie psychosymbolicznym (arachnofobia jest dość powszechna przypadłością) i Tolkien „użył” ich (a także wilków) jako elementów kodu kulturowego. Więc nawet, gdyby ugryzł go pies (skąd wiemy, że nie ugryzł?), nie uczyniłby psa, „psychosymbolicznego” przyjaciela i „antywilka” – potworem.

Galadhorn, dnia 04.05.2009 o godzinie 11:16

Gdy miałem 3 lata zostałem zaatakowany i podziobany przez koguta w ówczesnej Jugosławii (dziś jest to Chorwacja). Pamiętam prawie każdy szczegół – jak zbliżałem się do kurnika, bo chciałem zobaczyć kury wysiadujące jaja, jak nagle skacze mi na głowę wielki kogut i się przewracam, jak siedzi mi na piersi i dziobie mnie w głowę i twarz. Może przez traumę, a może przez powtarzanie tej opowieści wiele razy w ciągu kolejnych lat utrwaliło mi się to wspomnienie. A przez rok bałem się wszystkich ptaków. Dziś jednak tamta fobia zupełnie zniknęła. Uważam jednak, że można pamiętać wydarzenia z okresu wczesnego dzieciństwa.

Witajcie ponownie. Właśnie wróciłem z Hellady i Serbii.

M, dnia 23.09.2017 o godzinie 13:51

Można i trzeba odróżnić stosunek do samej muzyki od stosunku do ideologii,która za nią stoi,pogardzam komunizmem Lennona i przyznaję,że robił genialne dźwiękowo piosenki..mam negatywny stosunek do całego rock and rolla jako nośnika zepsucia(nie mówiąc o metalu)ale zachwycam się samą warstwą brzmieniową-z powodu niechęci do tego o czym są piosenki wolę utwory instrumentalne,czysty dźwięk…

Zostaw komentarz